Jakubie, wiem, że miało być na wczoraj, w rocznicę wstawienia prologu Normalnej, ale nie zdążyłam. Cóż, życzę Ci jeszcze raz wszystkiego najlepszego. Może shot nie jest najdłuższy i najpiękniejszy, ale jest.
Sto lat, Romi! Minął rok od stworzenia Twojej historii.
One-shot
Może i ja zapragnę stać się kiedyś nieśmiertelną
Uśmiechnęłam się do
chłopców, pokazując zęby ozdobione aparatem z niebieskimi fragmentami.
Niespecjalnie przeszkadzało mi, że muszę nosić w ustach metalowy drut.
Niestety, idealni nieprawdziwi nie potrafili pojąć potrzeby noszenia tego
„dziadostwa”, jak to ujął Nick. Wolałam jednak wysłuchiwać ich gadania, niż
cierpień na krzywy zgryz.
Postanowiłam pokazać
zakochańcom życie poza Ash Dale, bo - jak się okazało - Ci nigdy nie opuścili
miasta nieprawdziwych. Co prawda ludzkie osady niczym się nie różniły, lecz
czułam potrzebę zabrania ich do Red Dolls. Poza tym dawno nie byłam z nimi sam
na sam, coraz rzadziej spędzaliśmy popołudnia na zabawie. Zaczęłam studia i
jeździłam na zajęcia. Max znalazł pracę, a że zamieszkaliśmy razem, musiałam
zadbać o niego, gdy wracam do domu po pracy. Czas uciekał tak szybko, jakby
goniła go burza, wcale nie myślał o innych. Pieprzony egoista.
- Nie widzę w tym nic
wyjątkowego - rzucił Nick, tak jak dawniej przyjmując postawę luzaka. Rozłożył
się wygodnie, po czym zdmuchnął włosy z oczu. - Pasy mi się wrzynają.
- Przytyłeś - odparłam
jednocześnie z Julianem, który zajął miejsce pasażera z przodu.
Moja przyjaźń z
chłopcami była niesamowita. Nie chodziło o sam fakt, iż obaj potrafili zmieniać
się w zwierzęta, ale o to, jak wykorzystywali ową umiejętność. Nie raz i nie
dwa Nicodemus przybiegał pod nasz dom i miauczał, dopóki nie wpuściłam go do
środka. Uwielbiał hasać pod postacią kota, a jak ktoś okazywał mu czułości,
potrafił przetrwać w takim stanie cały dzień. Zaprzyjaźnił się z Carmen - kotką
mamy.
Dlaczego mama nazwała
kota swoim imieniem? Już wyjaśniam! Kiedy zwierzak nie posiadał jeszcze imienia
i wołało się ją "kicia", ta chowała się po szafach i ani śniła
wychodzić. Tata odkrył jednak, że zawsze, kiedy woła Carmen, kotka wynurza się
z ukrycia, czekając na jedzenie. Od tamtej pory kocur nosi imię mamy.
Szczerze? Wiele się
zmieniło przez sześć lat. Czasem myślałam, iż moje życie zatrzyma się i
pozostanę młoda już na zawsze. Niestety, o tym mogłam jedynie pomarzyć, bo
proszenie Antonia o zostanie wampirem nie należało do właściwych. Nie, nie
bałam się, lecz chciałam założyć rodzinę, a wampirzyce dzieci mieć nie mogą. W
kółko powtarzałam Maxowi, że chcę córeczkę i synka, najlepiej, by nie różnili się
za bardzo wiekiem. On komentował to machnięciem ręki oraz uniesieniem kącików
ust. Oboje czekaliśmy na odpowiedni moment.
- Ciekaw jestem, jakie
atrakcje przygotowałaś, Romi - powiedział Nick, mrużąc złote oczy. Z biegiem
czasu przestałam dostrzegać ich ludzki kolor. - Mam nadzieję, że nie rzucisz
nas na pożarcie aligatorom.
- Jakby w Red były
aligatory, studiowałabym teraz weterynarię, nie informatykę - odpowiedziałam,
kręcąc głową. - Mieszkałam kiedyś w naprawdę niewielkiej osadzie.
Minęliśmy drogowskaz z
nazwą "Red Dolls". Pamiętając dokładnie każdy zaułek, wykręciłam w
stronę parkingu pod jednym z bloków. Mieszkał tam kiedyś Max. Często graliśmy
do późna w gry, a kiedy jego mama wracała i dostrzegała mnie - rozczochraną od
bójki o ostatniego orzechowego chrupka - wyobrażała sobie niestworzone rzeczy i
odwoziła do domu. Nie wiedziałam, czy się cieszyć z darmowej podwózki, czy
współczuć, bo narobiłam kłopotów.
Wysiedliśmy. Podeszwy
podniszczonych trampków uderzyły o szary, popękany chodnik. Nozdrza wypełnił mi
zapach akacji, która rosła przy jednej z ławek. Znów wyszczerzyłam się w
uśmiechu, chcąc dać upust radości. Stałam tu po raz pierwszy od ponad sześciu
lat.
Pod blokiem siedziała
dziewczyna ze słuchawkami w uszach. Ubrana w nienagannie wyprasowany sweterek
oraz plisowaną spódniczkę wystukiwała niewielkim obcasikiem rytm piosenki.
Jakież było moje zdziwienie, gdy dokładnie przyjrzałam się jej twarzy i
rozpoznałam dawną znajomą.
- Moment! -
wykrzyknęłam, otwierając oczy tak szeroko, że myślałam, iż postanowią opuścić
oczodoły.
Dziewczyna zdjęła
słuchawki, rozglądając się w zaskoczeniu. Pewnie odkąd opuściłam Red, nikt nie
darł się bez powodu. Miasteczko należało do miejsc cichych i spokojnych i tylko
płacz małych dzieci mącił tę sielankę dla uszu. Wzrok Moment jednak szybko
odnalazł źródło hałasu i w oczach byłej punkówy pojawił się błysk zrozumienia.
- Cholerny rudzielcu!
- wydarła się, wstając i rzucając mi się na szyję. - Myślałam, że cię zabili.
Jak śmiałaś wystawić moją sentymentalność na taką próbę!
Zaczęła płakać, łzy
moczyły jej policzki, a ja mogłam tylko stać i gładzić plecy biednej Stefanii.
Obserwatorzy owego
wydarzenia wydawali się nie tyle poruszeni, o ile rozbawieni zaistniałą
sytuacją. Ich twarze wykrzywiały dwa ironiczne, złośliwe uśmieszki. Szczerze to
nie wyobrażałam sobie, by ta parka potrafiła choćby udawać wzruszenie.
Najzwyczajniej w świecie chichrali się, stojąc przy aucie.
- Naprawdę trudno było
wciąż kojarzyć cię z tym domem - wyszeptała, odsuwając się na odległość ramion.
- Z każdym rokiem coraz rzadziej go mijałam, a teraz, gdy został sprzedany
nowej rodzinie, nie dostrzegam w oknie cieni Carmen i Philipa.
W dniu wyjazdu Moment
złożyła mi obietnicę. Rzekła, że choćby nie wie, co się stanie, do mojego
ponownego przyjazdu do Red stare mieszkanie przypominać jej będzie tylko o
mojej rodzinie. Niestety, pusty dom nie wygląda elegancko i łatwo znaleźć
kupca. Kiedy dowiedziałam się, iż mama wszystko odsprzedaje miastu, bo nie
możemy czekać z wyprowadzką na chętnego, zasmuciłam się.
- Teraz już nie muszę
trzymać się tego postanowienia. - Wypuściła powietrze ustami, a następnie się
uśmiechnęła.
- Gołąbeczki drogie -
wtrącił się nagle Nick, uwieszając na moim ramieniu. Zerknęłam na niego,
unosząc brew. - Wiem, że chcecie powspominać stare, dawne czasy, jednak
chciałbym zwiedzić to cudowne miejsce. – Przybliżył się do Stefanii, ujął dłoń dziewczyny
i złożył delikatny pocałunek na jej wierzchu, nie odrywając swoich złotych oczu
od rozszerzających się źrenic Moment. – Jeśli chcesz, możesz się do nas
przyłączyć.
Może mi się zdawało,
ale Julian stojący jakieś trzy metry obok prychnął z rozbawienia. Tak, Nick z
każdym dniem stawał się coraz większym podrywaczem. Kiedy próbował uwieść mnie,
nie posuwał się do takich powitań i nie używał słów, których użyć nie chciał.
Nick po prostu uwielbiał pokazywać, że homoseksualiści niczym nie różnią się od
mężczyzn heteroseksualnych i również mogą podbijać kobiece serca, a nawet robią
to lepiej niż ich przyszli partnerzy. Jul pozwalał mu na to chyba tylko
dlatego, że gdyby nie dziewczęta, zacząłby próbować szczęścia wśród chłopców.
- Etto… - Po raz
pierwszy widziałam, by Moment zabrakło języka w buzi. – To znaczy… Ja…
- Ona ma inne plany,
głupku. – Pociągnęłam go za rękaw bluzki. Mimowolnie musiał iść za mną, bo choć
próbował się wyrwać, nie dałam mu szansy. – Na razie, Moment! – krzyknęłam na
pożegnanie. Nie chciałam robić tego w tak gwałtowny sposób, lecz bałam się o
serce starej przyjaciółki.
- Cześć, mam nadzieję,
że jeszcze kiedyś się zobaczymy! – wrzasnął Nick, a na końcu wyrwało mu się
głośne, kocie „miau”. Kury z sąsiedniego domu wydały z siebie pisk przerażenia
i poczęły chować się do bezpiecznego kurnika. Nick przybrał za to
przepraszającą minę i dopiero wtedy go puściłam.
Niestety, dalsza droga
została przerwana przez zazdrość. Julian pochwycił Nicka w momencie, gdy został
wyswobodzony z moich łapsk. Jedną rękę położył mu na talii, drugą zaś złapał za
brodę, po czym obdarzył namiętnym, długim i na pewno zbyt intymnym pocałunkiem.
Przynajmniej jak na moje standardy. Wiele razy widziałam jednak, jak chłopcy
okazują sobie uczucia w ten lub nawet bardziej… hm, niestosowny sposób.
Potrafili robić sobie malinki w mojej obecności, lizać się po szyjach, a i Nick
nie raz i nie dwa nieświadomie jęknął podczas pocałunków. Przyzwyczaiłam się.
- Te, zakochańce,
chcecie zobaczyć aligatory czy nie?
Na słowo „aligatory”
Nick wyrwał się z objęć swojego chłopaka, splótł z nim palce i pokiwał na znak
gotowości do dalszego spaceru. Kilka starszych pań patrzyło w naszą stronę z
niemałym zdziwieniem. Kobieta podporządkowała sobie dwójkę buntujących się
nastolatków, hah.
Znałam Red Dolls tak
dobrze jak nikt inny. Owszem, czasem zdarzało mi się pobłądzić, lecz nie wtedy,
gdy wiedziałam, dokąd zmierzam. W sumie dopiero na widok Moment zdałam sobie
sprawę, czym chciałabym się podzielić z dwójką nieprawdziwych.
Poprowadziłam chłopców
w stronę lasu. Kiedy przekroczyliśmy linię drzew, Jul westchnął, czując
zapewnie jakiegoś lisa w oddali. Nawet w Ash Dale niewiele tych rudych stworzeń
hasało po polanach, a on uwielbiał integrować się z dzikimi osobnikami. Może
chciał na zawsze zostać zwierzęciem? Licho wie, choć wątpię, bo nie zostawiłby
Nicka.
Coraz bardziej
zapuszczaliśmy się w głąb, drzewa na przemian rosły gęsto lub rzadko, co jakiś czas
mijaliśmy mrowisko. Jakaś wiewiórka przestraszyła się zapachu Nicka i biedny
chłopak dostał żołędziem w głowę, a następnie przemienił się i zaczął gonić
rudzielca. Kiedy wrócił, trzymając ją w rękach, uśmiechnął się i powiedział:
- Gdybyś to była ty,
już dawno byłabyś zgwałcona.
Zrobiłam zdziwioną
minę, gdyż po raz pierwszy z jego ust padły tak poważne słowa. Nie blefował.
Postanowiłam sobie zapamiętać, by nie rzucać w zmiennokształtnego powidłami od
mamy.
- Czuję wodę –
wymamrotał Jul i już po chwili stał przede mną lis. Wystraszyłabym się, gdybym
nie wiedziała prawdy o tej dwójce. Cieszyłam się, że zaufali mi na tyle, by
przyznać się do swoich umiejętności.
Julian wyrwał się do
przodu, a ja za nim. Nick otrząsnął się z opóźnieniem, lecz szybko nas dogonił,
miaucząc przeciągle. W ten oto sposób przy rzece znaleźliśmy się w ciągu
minuty.
Chłopcy od razu
wskoczyli do wody i zaczęli chlapać nią wszędzie. Zwierzęce instynkty i
dziecinność czasem brały nad nimi górę i zachowywali się właśnie w ten sposób –
jakby po raz pierwszy zetknęli się z takim miejscem. A przecież w Ash Dale
również płynęła rzeka i z całą pewnością nieraz się w niej pluskali pod
postacią zwierząt.
Przysiadłam na
oddalonym o kawałek kamieniu i przyglądałam się im z uśmiechem. Zazdrościłam im
pogody ducha, młodości i nieuzasadnionej radości.
Kto wie, może i ja
zapragnę stać się kiedyś nieśmiertelną?
Dziękuję. To było naprawdę piękne.
OdpowiedzUsuńCudny :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
S.
Z prawdziwą przyjemnością przebrnęłam przez twoje opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńKtóre to wciągnęło mnie w całości, a to sprawiło, że aż zacieram rączki z niecierpliwości, aby zabrać się za twoje inne blogi. Wspomnę jednak, że trochę mi szkoda biednego Valentine. No i podziwiam samą Romi, za jej wielgachną dobroć, a jednak szkoda, że nie jest w parze z Valentine, gdyż dobrze by się dopełniali. Wiem, wiem, że Romi ma Maxa.
Duet Nicka i Juliana lekko mnie zaskoczył, gdy dowiedziałam się, że są parą. Nie jestem na szczęście rasistką, a gdy wzdychając, uśmiechałam się pod nosem jak głupia, w chwilach ich napływu czułości uświadomiłam to sobie w całej okazałości.
No i poza niesamowitymi bohaterami, gdzie każdemu nadałaś jakiś niepowtarzalny charakter, dochodzi również wyśmienity opis uczuć bohaterki jak i krótkie, ale niezwykle stymulujące na moją wyobraźnie opisy postaci czy miejsc.
Genialne.
Czego chcieć więcej?
P.S.
Mam nadzieje, że nie pogniewasz się, gdy dodam twoje blogi do swoich linków ^^
Pozdrawiam i niedługo się odezwę na twym innym blogu, gdzie od teraz zostanę stałą czytelniczką (już się mnie niestety tak szybko nie pozbędziesz).
life-of-heros.blogspot.com/