Rozdział Trzeci - Bo przyjaciele są, jacy są
„26 czerwca, po zakończeniu roku szkolnego, jedenastoletnia letnia Caroline W. nie wróciła do domu. Rodzice dopiero po południu powiadomili o tym policję. Dziewczynki nie znaleziono, choć pod sklepem z lodami leżał jej telefon komórkowy. Żadne psy, żadni ludzie, nikt nie wpadł na trop jedenastolatki. Nie jest to pierwsza tego typu sprawa, która miała miejsce w spokojnym Ash Dale. Pół roku temu także zaginęło dziecko, szesnastoletni Tobias C., a wcześniej Victor D. Do tej pory nie odnaleziono ciał żadnego z porwanych dzieci, choć spraw nie odłożono, wciąż trwają poszukiwania.”
A pod spodem zdjęcie uroczej, uśmiechniętej blondynki z długim kucykiem. Mój żołądek wykonał skomplikowany piruet i wrócił na swoje miejsce. Współczułam jej. Mnie nigdy nie przytrafiło się nic podobnego, dziękowałam za to Bogu. Rzadko kiedy zaczepiana byłam przez obcych na ulicy! Ale to chyba zasługa wielkości Red Dolls. Do gimnazjum czy liceum trzeba było dostać się autobusem, znajdowały się tu cztery domy dwurodzinne oraz kilka prywatnych posiadłości. Do tego parę mieszkań w centrum, gdzie znajdowała się kawiarnia, sklep mięsny oraz Tik-Tak, w którym kupowało się przedmioty użytkowe jak taśma czy zeszyty. To te większe. Znajdzie się również jakiś ciucholand na rogu. I to tyle, mieszkam w kompletnym zadupiu, ale przynajmniej mam przyjaciół.
Uch, kiedy kolejny raz spojrzałam na zdjęcie dziewczynki, przeszedł mnie dreszcz. Szybko wyłączyłam stronę i zalogowałam się na facebook'u. Czternaście powiadomień. Pina dodała nowe zdjęcie, Fred zmienił status związku na „wolny”. Moment znów wyklinała na rodziców. Nic interesującego i wartego uwagi. Potem twitter, kolejna akcja przeklętych, wiecznie walczących ze sobą fanek One Direction i Biebera, wywód jakieś emówy z liceum o tym, jakie to jej życie jest okropne i zdjęcie kolejnej, krwawiącej rany. Powstrzymałam odruch wymiotny, po czym szybko wyłączyłam komputer.
Irytowało mnie, że wszystko w takich miejscach jak Red Dolls dało się przewidzieć. Wyglądałam przez duże okno w swoim pokoju i przyglądałam się sąsiadce, pani Child. Wiedziałam, że zanim przejdzie przez ulicę spojrzy za siebie, potem na boki, następnie prosto w moje okno i dopiero po odliczeniu sześciu sekund postawi stopę na jezdni. Tak samo Robert, który rozwozi co rano pieczywo, gdyż piekarnia znajduje się osiem kilometrów od Red, jak mawiali na moją wieś. Robert zawsze puka siedem razy, ponieważ uwielbia „Harry'ego Potter'a” i cytuje fragmenty bez zająknięcia. Ogólnie wierzy w magię.
Tak więc, mówiąc szczerze, nie wiedziałam do końca, czy wyjazd na pewno pogorszy moją sytuację. Fajnie byłoby znaleźć się gdzieś, gdzie wszystko dzieje się spontanicznie, bez ustalonego wcześniej scenariusza. Miałam cichą nadzieję, iż Ash Dale właśnie takie się okaże. Już same porwania dzieci o tym świadczyły, ale któż to wie.
Wygrzebałam z szafy sweter i wciągnęłam go przez głowę, patrząc, jak mocny wiatr zmusza prawie gołe drzewa do pokłonu. Czyż wiatr nie gra egoisty i zadufanego w sobie króla? Dla niego chmury mają poruszać się szybciej, latem liście grać kojącą melodię, zaś jesienią tańczyć z gracją. No i drzewa oraz krzewy kłaniały mu się w pas. Czy to normalne? Kto w tych czasach ma niewolników? Natura, a my odgrywamy tych, którzy jej służą.
Ciepłe skarpetki idealnie dopasowały się do stóp, więc kiedy zbiegłam po schodach, perfekcyjnie wyhamowałam przed niosącym stertę kolorowego prania Philipem. Czyli zaczęli już sortować. Lepiej się ulotnić.
- Wychodzę, nie wiem, kiedy wrócę! - krzyknęłam, zapinając kurtkę. Trampki już przygotowywały się do spaceru, witając się z moimi palcami. Otworzyłam drzwi i przestałam na chwilę rozmyślać.
Uderzyło mnie chłodne, październikowe powietrze. Zadrżałam i włożyłam dłonie w kieszenie. Kto by pomyślał, że może być tak zimno w miejscu, gdzie zimą nie spada śnieg a ludzie chodzą w szortach. Czasami zdarzają się takie anomalie pogodowe.
Zatrzasnęłam za sobą drzwi, po czym ruszyłam ulicą w kierunku centrum. Mijałam domy wielorodzinne, przyglądając się bawiącym w piasku dzieciom. Już nawet nie pamiętałam, kiedy miałam sześć lat. To wydawało się tak strasznie odległe, że wszystko widziałam przez mgłę. Tylko pluszaki przypominały mi o tamtym okresie. Westchnęłam i ruszyłam dalej, mówiąc „dzień dobry” ludziom. Nawet tym obcym, których tylko czasem widywałam w sklepie. Każdemu należy się czasem odrobina szacunku. A nuż na czyjejś twarzyczce wywołam uśmiech.
Przechadzałam się uliczkami, skręcając co rusz w kolejną i znikając za rogiem szarej kamienicy. Dodając do tego niebo obszyte ciemnymi chmurami, otrzymałam dość pesymistyczną scenerię. Jednak uśmiech rewanżował mi wszystko.
- Romi! - Głos dochodzący zza moich pleców był zdyszany. Kiedy się odwróciłam, zobaczyłam jasne włosy Briget, mojej przyjaciółki. Miała zaróżowione od biegu i zimna policzki, jeden z jej guzików na płaszczu wyszedł z oczka i odkrył długą, wręcz łabędzią szyję, na której w delikatnym świetle migotał złoty komunijny łańcuszek.
Stanęłam, aby na nią poczekać. Tak swoją drogą Briget to jedna z nielicznych artystek z Red Dolls. Jej własnoręcznie wykonaną biżuterię nosi połowa damskiej części uczniów z naszego gimnazjum. Nawet Carmen dostała od niej w prezencie śliczny łańcuszek z dość sporym niebieskim kamieniem, podobno miał chronić przed koszmarami. Briget zawsze preferowała inność. Z uszu zrobiła sobie istne sitko - po osiem kolczyków w każdym. Do tego jej oryginalny ubiór, który na porządku dziennym jest tylko w Japonii, czyli zakolanówki, krótkie spódniczki oraz koszule i wstążki. Według niej wkrótce i u nas panować będzie na to moda.
Briget zatrzymała się naprzeciw mnie, po czym zgięła się w pół i zaczęła głęboko oddychać, wpatrując się w żużel. Takich rad udzielał nam nauczyciel wychowania fizycznego, pomagało złapać oddech. Kiedy dziewczyna uspokoiła bijące serce, wyprostowała się i zlustrowała mnie dużymi, brązowymi oczami. Wyglądały odrobinę przerażająco, choć to pewnie tylko moja opinia. Cóż poradzę, że kocie oczka w jej wykonaniu wyglądają tak realnie?
- Coś cię gnębi - stwierdziła, zapinając guzik. Już miałam zaprzeczyć, kiedy podniosła rękę i wystawiła w moją stronę palec wskazujący. Zawsze w ten sposób uciszała ludzi. - Znam cię lepiej niż myślisz, Romi. Nigdy nie trzymasz rąk w kieszeniach. Możesz zbywać wszystkich tym uśmiechem, ale mnie nie wykiwasz.
Zaczęłyśmy iść, a ja opowiedziałam o wszystkim Briget, nie zapominając wspomnieć o dość niespotykanym wydarzeniu z wczorajszego wieczora. Gdy doszłam do przeprowadzki do Ash Dale, dziewczyna wciągnęła z sykiem powietrze.
- Coś ty powiedziała? - spytała cicho, jakby się obawiała, że ktoś usłyszy, choć na wybrukowanej uliczce nie widziałam żywej duszy.
- Przeprowadzam się - powtórzyłam, ściągając brwi. Takie zachowanie nie leżało w jej stylu.
- Gdzie?
- Ash Dale. Dwieście kilometrów stąd. Żadnych spotkań. - Przewróciłam oczami. Przyjaciółka zwykle pilnie słuchała to, co się do niej mówiło, ale Briget dryfowała w morzu myśli.
- To miejsce, Ash Dale, jest przeklęte - odezwała się z kilku sekundowym opóźnieniem, a źrenice prawie całkiem zakryły i tak już ciemne tęczówki. - Podobno nie mieszkają tam ludzie, lecz potwory. Demony.
Nie wytrzymałam - zaczęłam się śmiać. Briget i takie zabobony? Myślałam, że już dawno z tym skończyła. Jakoś chyba w piątej klasie podstawówki przestała rozpowiadać, iż została ugryziona przez wampira i niedługo straci swą nieśmiertelną duszę na rzecz ludzkiej krwi. Od tamtej pory zaczęłam się z nią przyjaźnić.
Nigdy nie przepadałam za fantasy - gatunek ten bowiem wprawiał mnie w niespokojny nastrój, a ja niezwykle rzadko wybuchałam czy choćby wpadałam w stan zdenerwowania. Czytywałam zwykle nieco bardziej realistyczne pozycje - dramaty bądź książki psychologiczne, gdyż postanowiłam zostać policyjnym negocjatorem. Pomaganie ludziom to coś, z czym musiałam się urodzić. Dla mnie nie istniało człowiek, który nie zasługiwałby na współczucie. Każde żywe stworzenie tego potrzebuje, nawet największy przestępca.
- Mówię serio - obruszyła się Briget, krzyżując ręce na piersi. Wysunęła wojowniczo podbródek do przodu, po czym ściągnęła usta w cienką kreskę. Puściła focha, że się tak wyrażę. - Wiem, o czym sobie pomyślałaś, ale ja nie wróciłam do fantasy. Teraz biżuteria jest moją miłością, jasne? - Przytaknęłam, powstrzymując chichot. Niestety z marnym skutkiem. - Skończmy ten temat. Co z Max'em? Powiedziałaś już mu?
Mina mi zrzędła i głośno westchnęłam z frustracją. Nadal nie miałam pojęcia, co powinnam zrobić z Max'em. Stwierdziłam, iż trzeba mu wyznać prawdę, szczerość jest w końcu najlepsza, ale bałam się go zranić. W najgorszym wypadku obrazi się na mnie i znajdzie sobie jakąś długonogą blondynkę, aby wywołać zazdrość w innych dziewczynach.
- Nie i nie wiem, jak to zrobić - wyznałam, przygryzając dolną wargę. Wspominałam już, że był to odruch podczas stresu?
- W takim razie robimy wycieczkę do Max'a. Im prędzej się dowie, tym lepiej. Pomogę Ci.
Z Briget się nie dyskutowało, ona rządziła się własnymi prawami. Złapała mnie za nadgarstek i ruszyła przed siebie, ciągnąc moją osóbkę tak szybko, jakbym ważyła ledwie dziesięć kilo! Co, ku memu niezadowoleniu, mijało się z prawdą, ponieważ, tak jak większość moich rówieśniczek, kochałam słodycze a za sportem nie przepadałam. Jasne więc było, iż na moim brzuszku co jakiś czas pojawiał się nadmiar tłuszczu. Bogu jednak dzięki za to, że wymyślono coś takiego jak wstrzemięźliwość. Może to i niedobrze się głodzić, jednak odmówienie sobie kolacji czy obiadu nie doprowadzi do anoreksji. Zwłaszcza kolacji.
Dom Max'a znajdował się na drugim końcu Red Dolls, do którego nieświadomie zdążałam. Moje serce wręcz wyrywało się, aby znaleźć się jak najszybciej przy tym kochanym chłopcu i zapomnieć o wszystkim. Chyba naprawdę byłam zakochana.
Szary budynek z kamienia, przy którym się zatrzymałyśmy, nie sprawiał wrażenia przytulnego ani ciepłego. Obok, na placu zabaw bawiły się dzieci. Huśtawki głośno zajęczały, kiedy dwie dziewczynki usiadły i zaczęły się bujać w przód oraz w tył. Na ławce przed blokiem siedziała starsza pani. Siwe włosy zakrywała misternie zdobiona chusta w kwiaty, zaś grube szkła okularów skrywały niegdyś żywe i wesołe oczy nastolatki. Babcia przyglądała się dzieciakom i uśmiechała się, zapewne wspominając dawne czasy, kiedy to ona tu biegała w sukieneczkach.
W Red Dolls mieszkało się od pokoleń. Rzadko kto wyjeżdżał, mało kto odwiedzał tę ruderę. Jednak my, mieszkańcy, kochaliśmy to miejsce niemal tak bardzo jak babcie czy dziadków, a oni potrafili opowiadać przecudowne opowieści. Według mamy Carmen, czyli babci Violett, Red Dolls było niegdyś olbrzymim francuskim miastem i przyjeżdżały tu same ważne osobistości. Oczywiście nie wierzyłam jej, lecz miło czasem usiąść i posłuchać.
- Dzień dobry - przywitałam się ze staruszką, wchodząc na kamienny schodek.
- Dzień dobry, drogie dziecko - odpowiedziała kobieta i uniosła nieznacznie kąciki ust. Z szerokim uśmiechem pchnęłam brązowe, drewniane drzwi i weszłam z Briget do bloku.
Max mieszkam na parterze wraz z mamą oraz ojcem. Często u nich bywałam, w końcu nasz związek trwał już około roku. Ogólnie lubiłam tę okolicę - mimo zimnego wyglądu tak naprawdę wyczuwało się tu przyjazną atmosferę.
Podeszłam pod numer trzeci, po czym zapukałam. Dzwonek oczywiście działał, lecz nie przepadałam za jego dźwiękiem.
Drzwi otworzył Gerard - sąsiad Max'a spod czwórki, który jest o rok od niego starszy. Oparł się niedbale o framugę i uśmiechnął się, pokazując kolczyk w języku. Punk. Jego fioletowo-czarny irokez był w idealnym stanie a pod ciemną koszulką skrywało się ciało tak szczupłe jak moje ramię. A tak swoją drogą, ramiona mam cieniutkie. Chłopak włożył ręce w kieszenie.
- Cześć, Ri. Cześć, Bri - przywitał się. Przewróciłam oczami, krzyżując ręce na piersi. - Co was sprowadza w me skromne progi?
- Nie twoje a Max'a, słonko. - Ominęłam go i weszłam w korytarz. Ściągnęłam buty, po czym ruszyłam dalej, do salonu. Mój kochany chłopak siedział w samych bokserkach na kanapie i wciskał w siebie pizzę z podwójnym serem. Kiedy mnie zobaczył, odsunął od siebie talerzyk i szybko przełknął, zakopując się pod stosem porozrzucanych koców.
- Cześć, kochanie! - zawołał, podciągając coś, co przypominało sweter, pod brodę. - Co cię tu sprowadza?
- Musimy porozmawiać.
O.Mój.Aniele. MAX W BOKSERKACH *.* kiedy przeczytałam ostatni fragment po prostu stopniałam jak lód w letnie popołudnie. KOCHAM. <3
OdpowiedzUsuńAle ona nie może mu tego zrobić! Biedny, kochany Max ;__; Potrzebuję następnego rozdziału... ;__;
Strasznie wciągnęło ;D
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział ;)
Jejku! Jak Ty świetnie piszesz. Wszystko jest dopracowane prawie idealnie (ale kto by się przejmował jednym przecinkiem?). To opowiadanie jest świetne! Chciałabym chociaż w połowie Ci dorównać jako pisarce. ;D
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci duuuuużo, duuuużo weny, wielu, wieluuu czytelników i tego, abyś kiedyś wydała książkę, a jeśli Ci się to uda to skontaktuj się ze mną, kupię conajmniej jeden egzemplarz.
Pozdrawiam, T. C. O. ;]
Cudo na kółkach. kocham, Kocham, kocham :D
OdpowiedzUsuńPisz więcej, grubiej i szybciej.
Jeeej ... już nie moge doczekać się kolejnej notki.
Informuj mnie, błaaagam!!!
bez-wyjscia.blogspot.com
I wyłącz te durne literki!! ;)
OdpowiedzUsuńDobrze, wyłączę, jak będę miała dostęp do komputera ^^'
OdpowiedzUsuńJejku jesteś wspaniała . Ale wystruj bloga to normalnie szok !.Pięknie . Podoba mi sie szalenie nagłówek . Jestes stworzona do pisania . ! . I piękna piosenkka . Pisz dalej. Bede stałą czytelniczką ! :) // faszyyn
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, tylko szkoda, że w takim momencie zakończyłaś.
OdpowiedzUsuńAż nie można się doczekać kolejnego. ;3
Powodzenia.
Świetnie piszesz! Niesamowite opowiadanie, bardzo wciąga :) Twojemu blogowi nic nie brakuje, idealny <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
http://hungergameshistory.blogspot.com/
Świetne opowiadanie ^^
OdpowiedzUsuńObserwuję i zapraszam:
http://anamarafashion.blogspot.com/
Historia wciągająca.. +.+
OdpowiedzUsuńSuuuper.
Będę wpadać :)
Świetne opowiadanie, fajnie się czyta :)
OdpowiedzUsuńzapraszam: http://xunrealizablexx.blogspot.com/
Świetny rozdział! :)
OdpowiedzUsuńTak samo jak poprzednie.. ;]
Wciąga, zostaję czytelniczką!
Pozdrawiam i zapraszam do mnie. Liczę na opinię o blogu.
http://crimeiseverywhereopowiadania.blogspot.com/
ciekawie piszesz pozdrawiam queen bee
OdpowiedzUsuńhttp://czternascienieznaczysiedemo3fa.blog.pl/
Super piszesz, nie mogę się doczekać kolejnegfo rozdziału :)
OdpowiedzUsuńhttp://aga-worldfashion.blogspot.com/
Super rozdział. Bardzo ładnie napisany, ciekawa tematyka i oryginalny ;) Naprawdę fajnie się czytało
OdpowiedzUsuńObserwuję <3
http://rose-in-the-dark.blogspot.com/
Rozdział niesamowicie mnie wciągnął. Nie mogłam odłożyć komputera. :) Pochłonęłam go szybciutko. *.*
OdpowiedzUsuńU
W
I
L
B
I
A
M
G
O
<3
Nie jestem w stanie wyrazić swojego zachwytu *u* Błagam na kolankach, pisz szybciutko trzeci rozdział :D
Całusy,
Mystery :*
Co ja za głupoty piszę ;P Czekam na nie trzeci tylko czwarty rozdział :D
UsuńDziękuje za poinformowanie mnie o nowej notce na Twoim blogu, szczerze? Chcę Ci za to podziękować. Swoim stylem pisania zdobyłaś moje serce. Przeczytałam parę zdań i już wiedziałam, że zostanę tu na dłużej :) Zaintrygowała mnie twoja twórczość. Czuję, że to będzie coś wyjątkowego. Z niecierpliwością czekam na kolejny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
PS. Przy odrobinie wolnego czasu oraz chęci serdecznie zapraszam Cię na drugi rozdział, na: http://odcienie-uczuc.blogspot.com. Będzie mi niezmiernie miło jeśli zechcesz zerknąć :)
Przepraszam bardzo, a gdzie jest ten czwarty rozdział, który miał się pojawić 22 września w godzinach popołudniowych?
OdpowiedzUsuńPojawi się jutro, w stu procentach, ponieważ nie miałam czasu siedzieć przy komputerze ;c Szkoła dobija.
UsuńSuper rozdział <3
OdpowiedzUsuń