niedziela, 20 października 2013

Rozdział V



                      Rozdział Piąty - Nawet za dnia słońce potrafi zajść          


     Nastolatków było tu naprawdę wiele. Jedni jeździli na deskorolkach bądź rolkach, inni po prostu spacerowali po ulicach z przyjaciółmi. Starałam się nie zwracać na nich uwagi, ale wszyscy wydawali się tu tacy szczęśliwi. No i brakowało znudzonych staruszków, którzy zwykle obgadują wszystkich dookoła. Wiele sklepów oraz tłumy zaczynały powoli mnie przytłaczać.
     Przeszukałam swoje kieszenie i znalazłam trochę drobnych. Weszłam więc do sklepu spożywczego z ładną, pomarańczową reklamą, informującą o zmniejszonej cenie piersi z kurczaka. Wewnątrz było gorąco, ledwo mogłam oddychać. Podeszłam do lodówki i zaczęłam przyglądać się napojom.
     - Nowa? - Pytanie zadał brązowowłosy chłopak, który oparł się niedbale i półkę z pieczywem. Przyglądał mi się ciemnymi oczami i uśmiechał zadziornie.
     - Słucham? - Odwróciłam się w jego stronę, starając się nie palnąć nic głupiego.
     - Jesteś nowa, prawda? - Założył ręce na piersi. - Nie widziałem cię tu wcześniej, a znam chyba każdego dzieciaka w tym mieście.
     - Owszem, jestem nowa. - Wyjęłam pepsi w puszce i ruszyłam do kasy, wymijając chłopaka. Niech sobie nie myśli, że zadziała na mnie jego urok osobisty.
     Nieznajomy zrównał ze mną krok i wsadził dłonie w kieszenie luźnych dżinsów. Zastanawiałam się, co muszę zrobić, aby się ode mnie odczepił. Wpadł mi do głowy tylko jeden pomysł.
     - Jeśli chcesz mnie zaliczyć, zły adres - powiedziałam, stając w kolejce. - Nie interesują mnie chłopcy.
     - Lesbijka? - Chłopak najwyraźniej się nie zraził. Wręcz przeciwnie - wydawał się jeszcze bardziej zainteresowany moją osobą. - I nie chciałem cię uwieść. Może i jestem kobieciarzem, ale posiadam ludzkie uczucia. Minąłby miesiąc, zanim bym się do ciebie dobrał.
     - Ha! Pocieszenie. - Dałam pani na kasie pieniądze, a następnie wyszłam ze sklepu, wciąż mając ogon w postaci nieznajomego. - Masz zamiar się odczepić?
     - Och, nie bądź niemiła! - Chłopak udał naburmuszenie. - Ash Dale to gościnne miasto, a ja się tutaj wychowałem. Jestem Nicodemus, ale wszyscy wołają na mnie Nick.
     Gdy zaczęłam skupiać się na jego słowach, stwierdziłam, że skądś znam ten głos. Nie mogłam sobie tylko przypomnieć, gdzie go słyszałam. W reklamie? W radiu? Na filmiku na YouTube'ie? Bóg jeden wie.
     - Nie lubię cię. - Otworzyłam colę i upiłam spory łyk. - Romilia.
     Nick wydawał się niezwykle zadowolony z tego, iż poznał moje imię. Ciekawe, co w nim było takiego interesującego. Co prawda mało kiedy się takie spotykało, lecz i tak intrygujące mi się nie wydawało.
     - A ja zaczynam czuć do ciebie sympatię, droga koleżanko. - Chłopak przysunął się do mnie. Z jego twarzy nie schodził uśmiech, co odrobinę przerażało. Nawet największy optymista czasami układa usta w kreskę. - Pokochasz nasze miasto. Dużo dzieciaków, wiele imprez. Ogólnie jest wesoło.
     - Nie pocieszaj mnie, błagam. Kończę w tym roku ostatnią klasę gimnazjum a potem znikam. Szkoła z internatem. - Zaczęłam siorbać. Ot, taki zwyczaj podczas picia z puszki.
     - Nie jesteś pozytywnie nastawiona, szkoda. - Mina mu trochę zrzędła, więc się uśmiechnęłam. - I nie wyglądasz na szesnaście lat.
     - Wiem, przypominam pyskatą trzynastkę i chwała za to.
     Zastanawiałam się, jak odpędzić od siebie Nicodemusa. Nie przepadałam za rozmowami z nieznajomymi, zawsze mnie przed nimi przestrzegano i, mimo że chłopak wydawał się sympatyczny z tym swoim uśmieszkiem na ustach oraz ostrymi rysami twarzy, obawiałam się, co ukrywa wewnątrz. I nie, nie chodziło mi o stan żołądka czy wątroby! Raczej o czystość jego intencji. Wtedy jednak przybył ratunek, który przypominał brązowowłosą lalkę barbie.
     - Nick! - Niebieskooka dziewczyna zagrodziła chłopakowi drogę, ja zaś szłam dalej, ignorując całkiem tamtą dwójkę. Nie miałam ochoty stawać pomiędzy zakochanymi, to się zawsze źle kończy. - Pamiętasz o pracy domowej z historii?
     - Daj mi spokój, Ruth! - Odwróciłam się i zobaczyłam, jak chłopak ją wymija. - Romi, zaczekaj! - krzyknął, a ja się zatrzymałam.
    Nie chodziło tu o to, że krzyknął. Znał moje zdrobnienie, mimo iż mu go nie zdradziłam, tego byłam pewna. Rzadko kto w ogóle zdrabniał to imię! Ono może i było ciut przy długie, jednakże miało w sobie urok, przez który nawet znajomi zwracali się do mnie jego pełną wersją. Nienawidziłam tego, jednak przywykłam. A on je zna.
    - Wolisz tego robaka ode mnie? - Dziewczyna znów zagrodziła nam drogę. Dostrzegłam wściekłość w jej niebieskich oczach, dlatego się zatrzymałam. - Przybywa jakaś nowa, nie mija nawet tydzień, a ty od razu ją sobie rezerwujesz? 
    - Nie zarezerwowałem jej, Ruth. - Uśmiech zszedł z twarzy Nicka. Usta ściągnął w cienką kreskę, ale to jego oczy zdziwiły mnie najbardziej. Teraz nie były brązowe, lecz złote a źrenice w nich podłużne i czarne. Kocie oczy. Nick patrzył na Ruth kocimi oczami. - Wszystko byś wiedziała, gdybyś choć przez chwilę nie myślała tylko o jednym! Jak mam ją niby zarezerwować, skoro ma ochronę? 
    - Ochrona nie trwa wiecznie - stwierdziła, odgarniając włosy na plecy. - W końcu nawet turmalin traci moc.
    - Przepraszam, ale nic nie rozumiem z waszej rozmowy - powiedziałam, uśmiechając się przepraszająco. Nawet nie wiedziałam dlaczego! - Muszę już wracać do domu, wybaczcie. Miło cię było poznać, Nick - dodałam, wymijając Ruth. 
    - Romi... - Głos ugrzązł chłopakowi w gardle.
    Z każdym krokiem robiłam się coraz cięższa. Jakby ktoś wysysał ze mnie całą życiową energię. Przeszłam może pięć metrów, a potem upadłam na rozgrzany asfalt. Zanim zemdlałam, usłyszałam jeszcze jedno zdanie.
    - Nie ma za co, rycerzyku.

                                              *** 

    Gwałtownie otworzyłam oczy i od razu tego pożałowałam. Jasne światło padało prosto na moją twarz. Wykrzywiłam twarz w grymasie, postanawiając zmienić ułożenie żyrandola. Nie miałam ochoty codziennie budzić się z takim efektem, to zbyt bolesne.
    Podniosłam się na łokciach i rozejrzałam dookoła. Znajdowałam się w pomalowanym na malinowo pokoju w kształcie pięciokąta. Rozpoznałam swoje ukochane, pomazane i wydrapane cyrklem meble. Stos pluszaków stał w nieładzie na półce. Misie zerkały na mnie czarnymi oczami i wysuwały noski, aby sprawdzić, czy na pewno jestem ich właścicielką.
    Biżuteria z czarnymi kamieniami była na swoim miejscu, choć wyczuwałam, iż ktoś próbował mi ją zabrać. Na szczęście mu się to nie udało.
    Dopiero po chwili dostrzegłam Carmen, opierającą się o łóżko. Miała podkrążone oczy, czego w ogóle nie rozumiałam. Wyciągnęła do mnie rękę i przeciągnęła palcem po policzku. Poczułam ból, po czym odsunęłam się i sięgnęłam po telefon, leżący na biurku, by przejrzeć się w wyświetlaczu.
    Nadal czerwony strup niszczył całą urodę, jaka mi pozostała z czasów dzieciństwa. Myślałam, że się rozpłaczę, lecz wzięłam się w garść. Głęboko odetchnęłam, przyklejając do twarzy uśmiech. W końcu każda rana z czasem znika, prawda? Cierpliwość i wytrwałość mogą zdziałać cuda.
    - Mamo, skąd się tu wzięłam? - spytałam, podchodząc do Carmen. Pamiętałam, że zemdlałam na ulicy, wcześniej spotkawszy natrętnego mieszkańca Ash Dale.
    - Przyniósł cię jakiś chłopak. Nie przedstawił się ni nic, po prostu opowiedział, jak znalazł cię leżącą na ulicy - wyjaśniła Carmen.
    - Jak wyglądał? - Zmarszczyłam brwi. Czyżby Nicodemus wiedział, gdzie mieszkam? 
    - Miał taką ponurą twarz... I złote oczy - dodała, zakładając mi kosmyk rudych włosów za ucho.
    Złote. Czyli to nie był Nick. Odetchnęłam z ulgą, a po chwili złapałam się za brzuch, ponieważ wydobywały się z niego nieprzyjemne odgłosy. Nie mogłam nie zachichotać. 
    - Mamy coś do jedzenia, prawda?
    - Co powiesz na naleśniki?

                      ***

    Kolację zjedliśmy w miłej atmosferze. Podrzucała niewielkie kawałki kotu, aby i ten mógł się najeść. W końcu nie o samym mleku i karmie się żyje, czyż nie? A kiedy zwierzak spojrzał na mnie tymi swoimi dużymi, zielonymi oczami, odmowa nie miała żadnego sensu. Słaba ze mnie istotka.
    Opowiedziałam rodzinie o Ash Dale. Zdawało się dość przyjazne jak na miejsce, w którym zniknęło dwoje dzieci. Pominęłam oczywiście fakt, iż Nick był natarczywym osobnikiem i niczym nie potrafiłam go zwieść. Carmen zaś wygłosiła długi wykład o bezpieczeństwie a na koniec dodała, że postanowiła nas - mnie i Daniela - rozdzielić.
    - Ty będziesz się uczyć po zachodniej stronie miasta, Daniel zaś po wschodniej - oznajmiła, wkładając ostatni kawałek naleśnika do ust. Przeżuła dokładnie dwadzieścia dwa razy, robiła tak odkąd pamiętałam. 
    - Ale jak to? - spytałam, ściągając brwi. Może i z Danielem nie byliśmy rodzeństwem poprzez krew, ale przez te wszystkie lata zrodziła się pomiędzy nami więź. Nie chciałam stracić brata. 
    W Pet Town (nazwa ta zawsze mnie śmieszyła), mieście, gdzie znajdowało się moja szkoła i gdzie musiałam codziennie dojeżdżać autobusem wraz z Danielem, Max'em, Moment oraz Briget, znajdowało się również liceum, jednak oddalone od gimnazjum o zaledwie pięćdziesiąt metrów. Przez cały czas miałam brata pod ręką i ciężko mi było myśleć o rozstaniu. 
      - Stwierdziliśmy z tatą, że jest to nowe miejsce, więc przydałyby się i nowe warunki - wyjaśniła mama.
      - Chyba atmosferyczne - dodałam, upijając łyk ciepłego mleka ze szklanki z logo wysoko procentowego piwa. - Rozdzielasz kochające się i nie mogące bez siebie żyć rodzeństwo, prawda, Daniel? - Chłopak wzruszył ramionami, dając wszystkim do zrozumienia, iż ten temat niewiele go obchodzi i możemy się wypchać, ponieważ nie poświęci nam swojej uwagi. - Będę się dziwnie czuła bez niego przy boku, no. - Przybrałam obrażoną minę, skrzyżowałam ręce na piersi i rozłożyłam się na kuchennym krześle.
      - Romi, nie przesadzaj. - Philip pokręcił głową. W tej samej chwili zadzwonił dzwonek do drzwi i oboje z Carmen zerwali się, aby powitać gości jak szczęśliwa rodzina, za którą uchodziliśmy.
     Wstałam, po czym powoli poczłapałam za nimi, prostując się i przyklejając do twarzy sympatyczny wyraz. Nie byłam ani zła, ani szczęśliwa. Tkwiłam w stanie pośrednim. Irytowało mnie, iż mama chciała nas rozdzielić, jednak z drugiej strony, mogłoby to okazać się niezwykle ciekawym doświadczeniem. Nie mogłabym biegać do Daniela na każdej przerwie, jeśli nie odrobiłam lekcji i nie potrafiłam ich szybko zrobić. Już nikogo nie postraszę starszym, strasznym bratem. I jak ja dam sobie radę? Oni mnie zjedzą, pomyślałam, stając tuż za mamą.
      Odwiedziło nas urocze, starsze małżeństwo. Carmen zaprosiła gości do salonu i kazała dotrzymać im towarzystwa, podczas gdy ona zajmie się herbatą i czymś słodkim. Miło było słuchać o Ash Dale z ust starszej, pomarszczonej babci, której głowę przyozdabiała wielobarwna chusta, ukrywająca siwe kosmyki. Patrząc na tych ludzi, od razu nabrałam pewności, że starość wcale nie musi być ponura i smutna. Ci tutaj wspominali czasy świetności miasta, teraz rządziły nim inne zasady. 
      - Romi! - Głos Carmen dobiegał z kuchni, więc przeprosiłam gości i wyszłam z salonu. Poprawili mi humor, musiałam to przyznać. Perspektywa rozstania z bratem wydawała się przejrzysta i nie tak wcale zła. Mogłam się w końcu usamodzielnić. - Kochanie, zdaje mi się albo ten chłopiec przyszedł do Ciebie, tylko boi się przekroczyć bramę - powiedziała rudowłosa, kładąc ścierkę na blacie szafki.
      Wyjrzałam przez okno. Na naszym wjeździe stał białowłosy młodzieniec odziany w czerń, żeby się wyrazić bardziej poetycko. Nie mogłam dostrzec koloru oczu, jednak uśmiech był widoczny. Pojawił się jednak dopiero wtedy, gdy odsunęłam firankę, ponieważ zasłaniała widok. Nie znałam go, ale nie chcąc zamartwiać Carmen, pokiwałam głową.
      - Tak, to do mnie - odparłam, ruszając w stronę korytarza, gdzie chwyciłam kurtkę. Narzuciłam ją na siebie i wyszłam na zewnątrz.
     Wciąż stał, tym razem jednak oparty o kamienny łuk, pod którym przechodziło się na ogrodzone podwórze.


Dziękuję za komentarze i słowa pochwały! Naprawdę, cieszy mnie każde miłe słowo, opisujące moje "dzieło".



8 komentarzy:

  1. Świetny rozdział czekam na następne :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział. Ciekawe, kim jest ten białowłosy. Natomiast co do Nicka... hmmm... chyba coś się domyślam.
    Nominowałam cię do Liebster Awards. Szczegóły znajdziesz tutaj : http://miedzy-miloscia-a-tesknota.blogspot.com/2013/10/liebster-awards-i-informacja-dla.html#comment-form

    OdpowiedzUsuń
  3. Hellooo! Znalazłabym pewnie jakieś zdanie, w którym dopatrzyłabym się braku poprawności gramatycznej, ale nie byłabym pewna czy mam rację, więc napiszę tylko tyle:
    rozdział jest świetny! Czułam się tak, jakbym spacerowała razem z Romi po Ash Dale!
    Czekam na cdn, życzę weny i pozdrawiam,
    Corlette

    OdpowiedzUsuń
  4. Ach *.* To było coś wspaniałego. Zaczyna robić się bardzo ciekawie i tajemniczo... A tajemnice to jest to co Mystery lubi najbardziej! W sumie nie lubię klimatów typu wilkołaki, ale u Ciebie jak najbardziej mi odpowiadają. :)
    Jestem bardzo ciekawa o co chodzi z tymi zaginięciami w Ash Dale...
    Czekam na next'a, pozdrawiam i życzę weny!
    Mystery :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Genialne, nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału

    OdpowiedzUsuń
  6. Niesamowicie piszesz <333
    zapraszam ;D
    http://gabaa-gabiii.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie mogę się doczekać neksta :D
    Pozdrawiam Clary :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Zapraszam na mojego początkującego bloga o fotografii: http://adrian-fotoblog.blogspot.com jeśli ci się spodoba to możesz dodać komentarz lub dodać dodać do obserwowanych na pewno się odwdzieczę

    OdpowiedzUsuń