Mamy walentynki... Tyle razy powiedziałam dzisiaj "kocham cię", że mówienie tego po raz kolejny boli... Ale cóż - kocham Was! Bo to dzięki Wam piszę dalej to opowiadanie i wierzę, iż nie jest okropnym chłamem, który przy bliższym spotkaniu z prawdziwym pisarzem wylądowałby w koszu.
Ja tam lubię Ash Dale. Lubię stworzone przez siebie postacie, choć czasami są zbyt idealne. Wiecie, zawsze tak jest. Jak próbuję nadać postaci charakter inny niż reszcie, to wychodzi mi "ideał". Ponoć taka właśnie jest Romi... Tyle że ja wcale nie uważam jej za idealną, wręcz przeciwnie. Romi to "nieco" ubarwiona wersja mojej koleżanki z klasy. Spokojna, przyjacielska, pomocna, wierna, szczera. Dodałam jej tylko odwagi.
Ale dobra... Kończę już swój wywód, dwa tygodnie czekania na rozdział, jaka zła ze mnie autorka ;w; A do tego piszę własne przemyślenia, zamiast dawać tekst xDD
Miło spędzonych Walentynek :3
Rozdział Czternasty - Gdzie jest zachód, tam i wschód się pojawia
Rozłożyłam się wygodnie na łóżku wraz z
kakao i włączyłam laptopa, kładąc go sobie na udach. Musiałam wyglądać jak
najzwyklejszy, uzależniony od komputera dzieciak. A to wcale nie była prawda.
To, że siadałam od czasu do czasu... Na kilka godzin... To jeszcze nic nie
znaczyło.
- Słychać mnie? - Blond czupryna Briget pojawiła się na
ekranie, a w słuchawkach rozległ się słodki głos dziewczyny. Każdy mówił, że
brzmi jak dziecko. Albo jakaś sweet lolita. Gdy usłyszała to po raz pierwszy,
wzięła się za szycie sukienki, ale wyszła jej tak krzywo, iż rzuciła to po
pierwszej przymiarce.
- Słychać - odpowiedziałam, po czym upiłam łyk
jasnobrązowego płynu.
- A więc... O co chodzi?
Ona zawsze
przechodziła do rzeczy. Kiedy ja odwlekałam z jakimś pytaniem bądź odpowiedzią,
ta wyskakiwała znienacka z jakimś „super planem”. Oczywiście zbywałam jej
propozycje machnięciem ręki. Okazywały się bowiem zbyt głupie po dłuższym
przemyśleniu.
A teraz nie wiedziałam, co powiedzieć. Gdybym jej
oświadczyła, że mój przyjaciel okazał się zmiennokształtnym czarownikiem, a
jego brat zaklął pogodę, pewnie przyjechałaby tu w ciągu kilku godzin, a wtedy
już po mnie. Zabiliby mnie.
- Etto... Mamy napisać opowiadanie fantasy - oświadczyłam.
Uch, ciekawe, czy moja zdolność kłamania wystarczy... - A wiesz, że jestem
perfekcjonistką. Internetowi jakoś nie wierzę...
- Czarodzieje to
pół-demony - przerwała mi, siadając po turecku na swoim czarnym, kręconym
fotelu. - Nieważne z kim demon spłodził dziecko, zawsze będzie ono posiadało
magię.
- Ze zmiennokształtnym
również?
- Owszem. A jako że do przekazania daru
zmiennokształtności nie trzeba osób tej samej rasy, dziecko rodzi się
zmiennokształtnym czarownikiem - wyjaśniła. Wyjęłam notes i zaczęłam wszystko
notować. - Zmiennokształtni nie tylko zmieniają się w zwierzęta. Istnieją także
tacy, którzy potrafią przybrać formę dowolnej, żyjącej istoty. Czyli może
chociażby stać się drzewem. Kwiatem. Wszystkim. Czarodziejska moc tylko
wyostrza wszystkie cechy. Wilkołaki zmieniają się tylko podczas pełni,
zmiennokształtni mogą robić to w dowolnej chwili.
- Jak rozpoznać
zmiennokształtnego?
- Tego nie da się zrobić, jeśli nie
posiadasz tak zwanego Wzroku, wtedy byś to wyczuwała. W takiej sytuacji, gdy go
nie masz, musisz przyglądać się oczom. Wszelaka magia łączy się ze złotem. -
Nachyliła się nad laptopem i zaczęła czegoś szukać, słyszałam klikanie myszki.
- Jednak nie łódź się, że wszyscy mają złote oczy. Owszem, jednak tylko przez
niewielki ułamek czasu. Jeśli masz na przykład wiedźmę, to podczas czarowania
jej oczy będą błyszczeć. U zmiennokształtnych jest to moment przemiany.
- Czyli nie ma szans rozpoznać ich w jakiś mniej trudny
sposób? - Zmieniłam pozycję i teraz leżałam na brzuchu.
- Nie.
- Kurde. - Zrobiłam nieszczęśliwą minę. Naprawdę
chciałabym się dowiedzieć, czy ktoś jeszcze w tym mieście zmienia się w
zwierzątko, ułatwiłoby mi to życie. - A miałam taki fajny pomysł! - dodałam
szybko, aby przyjaciółka o niczym się nie dowiedziała.
- Jak tam Max? -
zapytała, podnosząc się. Dzięki kamerze wiedziałam, że podchodzi do okna i
wygląda przez nie. Dopiero wtedy zauważyłam, iż jest ubrana wyjściowo.
- A jak ma być?
- No wiesz, skoro
wyjechał specjalnie na wymianę do Ash Dale, żeby być blisko ciebie...
- Że co proszę?! - Omal
nie zaplułam się kakao. Czekoladowy napój już chciał mi wypłynąć nosem.
- Oj... - Briget wróciła na krzesło i przygryzła dolną
wargę. - Nie denerwuj się, Romi. Oddychaj.
- Gadaj - wycedziłam przez zęby. Dziewczyna skuliła się
pod moim wzrokiem.
- No bo... To było tak, że dostaliśmy ofertę wymiany
uczniowskiej. Jakaś dziewczyna miała przenieść się do nas, a chłopak pojechać
do was... - Podrapała się w tył głowy. - No a Max wciąż o tobie gadał i gadał...
Aż w końcu zgłosił się na ochotnika. Był jedyny, ludzie zwykle nie opuszczają
Red Dolls, nawet na wymianę...
- Kiedy przyjechał?
- Jakiś tydzień temu opuścił Red.
- Do której szkoły chodzi? - Wschodnia
Akademia? Chyba tak to się nazywało.
- Dzięki Bogu... -
Odetchnęłam z ulgą. Miejmy nadzieję, że do Wschodu nie chodzą żadne podejrzane
typy. Mieszanie mnie w ten świat to co innego, a jego i Briget... Cóż, nie
chciałam niszczyć ich światopoglądu. - Idź. Widzę, że na kogoś czekasz. -
Posłałam jej na wpół przepraszający, na wpół naglący uśmiech.
- Dziękuję! - Blondynka pocałowała ekran laptopa,
przekazując mi tym samym całusa w policzek, a następnie pożegnała się, machając
ręką.
Mój były przyjechał za mną do tego przeklętego miejsca.
Czyżby i to była sprawka Valentine'a? W liście przyznał się, że to wszystko -
praca taty, przybycie do Ash Dale - to część jego planu. Jak miałam żyć ze
świadomością, że to jeszcze nie koniec? Musiałam się ubezpieczyć. Nie
wiedziałam jeszcze jak ani co powinnam zrobić, ale nie mogłam stać z założonymi
rękami.
Tego wieczoru zasnęłam na pięciu poduszkach trzymających
moje plecy w pionie. Do tego z laptopem na kolanach. I nikt nie zajrzał do
pokoju aż do rana.
***
Autobus jak zwykle się spóźniał.
Przez tę pogodę przyjeżdżał pięć minut później, a ja marzłam pięć minut dłużej.
Chłopcy mieli fajniej, nosili spodnie. Nas obowiązywały spódniczki, bez względu
na to, jaka pogoda panowała na dworze. I to było głupie. Dlaczego nie pozwalano
nam nosić garniturów tylko wieczorowe sukienki? Ciągle segregowano nas płciowo,
jakby mężczyźni i kobiety byli dwoma oddzielnymi gatunkami.
Julian tego ranka zachowywał się nadzwyczaj cicho nawet po
tym, jak Daniel wsiadł do drugiego autobusu, a my zajęliśmy miejsca obok siebie
w naszym. Ten rodzaj ciszy jednocześnie zjada od środka i leczy zadane przez
własną głupotę rany. Aby być w stu procentach bezpiecznym, trzeba zacząć
rozmawiać. O byle czym. Nawet o niewygodnym, wbijającym się w tyłek siedzeniu
fotela, o śpiącym licealiście z tyłu... Wszystko, byleby przerwać ciszę.
- Musimy porozmawiać - powiedzieliśmy
jednocześnie, po czym parsknęliśmy śmiechem.
- Co powiesz na zrobienie sobie wolnego dnia, Romi? -
Julian uśmiechnął się szeroko, pokazując zęby.
- Brat namawia mnie do złego? - Uniosłam brew, udając
zdziwioną. Tak naprawdę pod względem zachowania był gorszy od Nicka, którego to
na początku uważałam za typa spod ciemnej gwiazdy. - I to mi się podoba. -
Szturchnęłam go łokciem.
Wysiedliśmy na przystanku i podążyliśmy w
kierunku odwrotnym, czyli wschodnim. Jeden opuszczony dzień nie powinien zrobić
wielkiej różnicy, a mama na pewno zrozumie i napisze mi usprawiedliwienie.
Szliśmy powoli, patrząc na roztapiający się śnieg. Tracił swój biały kolor i zmieniał się w błoto. Czy wszystko, co przez pewien
okres cieszy oczy, staje się potem szkaradne? A co, jeśli dzieje się na odwrót?
Brzydota zmienia się w coś pięknego. Metamorfoza. Przywykłam już do tego, że
pogody w Ash Dale nijak nie dało się przepowiedzieć. Raz padał śnieg, za chwilę
wychodziło słońce. Jakby zależało to od mieszkających tu ludzi.
- Dziękuję - powiedziałam, przerywając ciszę
- Za co? - Julian uniósł brew.
- Pamiętasz mój pierwszy dzień szkoły i jednocześnie zimy?
- Zerknęłam w jego stronę kątem oka. - Wtedy wyszłam na spacer. I omal nie
zamarzłam na kość, tuląc zwierzę, które i tak uciekło. - Pokręciłam głową. -
Uratowałeś mnie. Dziękuję.
- Wcale nie uciekł -
odpowiedział, chowając nagie dłonie w kieszenie kurtki. - Lis. On... On był ci
wdzięczny. Nie wiedział, że wilczyca w ten sposób zareaguje na jego propozycję.
Zatrzymałam się i wyprostowałam. Nikomu nie wspominałam o
wilku. Nawet mamie sprzedałam historyjkę, że znalazłam poranione zwierzę. Nie
zdradziłam, kto je zranił.
- Coś się stało?
- Jul, możesz mi powiedzieć prawdę? - zapytałam, a on w
odpowiedzi pokiwał głową. - To ty byłeś tym lisem, co?
Blondyn wbił wzrok w ziemię. Przez chwilę patrzył na swoje
odbicie w kałuży brudnej wody, po czym powoli pokiwał głową.
Wszystko zaczynało układać się w całość. I do siebie
pasowało. Julian Fox. Już nawet jego nazwisko nakierowało mnie na ślad.
Połączenie faktów po rozmowie z Briget okazało się banalnie proste.
- Ile jest tu takich osób jak ja? - To pytanie wymsknęło
mi się niechcący, jednak tego nie żałowałam. Miło wiedzieć, na czym się stoi.
- Razem z twoją rodziną... I przyjezdnymi... Osiem osób? -
Jul podniósł głowę i spojrzał mi w oczy. Im dłużej się w nie wpatrywałam, tym
więcej złotych plamek wśród źrenicy dostrzegałam. - Ash Dale to siedlisko
pół-demonów, likantropów, wróżek, wampirów, zmiennokształtnych i Bóg wie, czego
jeszcze. Dopóki żyjesz normalnym życiem, nikogo to nie interesuje. Zwłaszcza,
że przed stu laty mieszkały tu najprawdziwsze demony. A skoro one potrafiły się
zakamuflować, to i nam się to udaje.
Nie wyglądałam na
zaskoczoną. Już w nocy pogodziłam się z tą myślą. Choć okazała się straszna, to
przemyślenie wszystkich zalet i wad Ash Dale sprawiło, iż miejsce to nie
wyglądało aż tak źle. Pozytywnych rzeczy udało mi się znaleźć o wiele więcej
niż negatywnych. A może po prostu za krótko tu mieszkałam? Szkoła wydawała się
okej, Obchody Dziękczynienia sprawiały, że myślałam nad pozytywnymi
wydarzeniami, Carmen i Philip byli szczęśliwi. Jeśli tak, to i ja spokojnie
mogłam cieszyć się dniem.
- Następnym razem jak pokłócisz się z siostrą -
powiedziałam, wbijając palec w jego pierś - nie mam zamiaru jej odganiać.
- Co...? Skąd ty...? - Chłopak otworzył szeroko oczy.
- Stary, mam starszego
brata. Wiem, co znaczy mieć rodzeństwo. - Uśmiechnęłam się i ruszyłam. - A
teraz w drogę, we Wschodniej Akademii znajduje się obiekt moich westchnień,
muszę się pośpieszyć, nim ktokolwiek zechce go sprzątnąć.
***
Wschód okazał się równie
piękny co Zachód. Między innymi dlatego, że wyglądał tak samo. Dosłownie. I to
nie tylko od zewnątrz, ale i od wewnątrz. Idealne odwzorowanie. Ciekawe, czy
nazewnictwo klas było podobne. Pewnie nie, bo skoro odmieniali się szkolną
sentencją („Nie zawódź tych, których kochasz”), to i obyczaje nieco
zmodyfikowali. Albo to Zachód podgapił od Wschodu. To wiedzieli tylko
pomysłodawcy obu Akademii.
Udałam się z Julianem do licealnej
części budynku. Akurat była przerwa i wszystkie dzieciaki siedziały na
korytarzu, rozmawiając, puszczając muzykę. Tworzyli gwar typowy dla szkół
średnich. W Zachodzie panował spokój i cisza. Jasne, wszyscy rozmawiali, jednak
nie zauważyłam przekrzykiwania się, a nie raz udawałam się do Braci z licealnej
części. Nauczyciele bardziej ufali nowej. Albo po prostu chcieli mieć z głowy
tak irytującego dzieciaka choć na pięć minut. Kto wie?
Nagle się zatrzymałam. Nie, wcale nie dostrzegłam Maxa.
Zobaczyłam swojego brata, Daniela nonszalancko opartego o ścianę przed klasą
numer osiem. W ręku trzymał telefon i puszczał swoją „ciężką” muzykę, jak to
mawiała Carmen. A wokół niego zgromadziła się grupka dziewczyn o maślanych
oczach. W ogóle uczniowie patrzyli na niego albo z zazdrością, albo z
szacunkiem. Miał lekko poczochrane włosy, a w oczach wredny błysk.
Był wobec mnie niemiły tylko raz w życiu. Raz. Dodatkowo jego oczy nie
zdradzały nic.
***
- Mamo! - Mój krzyk
rozniósł się po całym domu. Dłonie zacisnęłam w pięści, ledwo powstrzymując się
przed rzuceniem się na brata.
- Romi, zrozum, jesteś za mała, żeby jechać - tłumaczyła
Carmen, ale jej nie słuchałam. Liczyło się to, że Daniel może, że na więcej mu
pozwalano.
- Rok temu mówiłaś tak samo! I brat miał tyle lat, co ja
teraz. - Od zawsze lubiłam wszystko przeliczać, więc nie było to zdziwieniem
dla Carmen i Philipa, gdy jako pięcioletnie dziecko opanowałam tabliczkę
mnożenia. Szkoda, iż umiejętność ta oraz jakakolwiek chęć do nauki matematyki
wypaliła się wraz z wiekiem. - To nie sprawiedliwe.
- Babcia cię nie lubi -
odezwał się nagle Daniel, patrząc we mnie czystym wzrokiem. Nie było tam nic. -
Wstajesz rano i idziesz do kurnika, kiedy podbierasz jaja mija pół poranka, bo
z każdą kwoką musisz zamienić choć jedno zdanie, nawet jeśli nie odpowiadają.
Świń też nie nakarmisz, bo uważasz, iż im nie smakuje. Dlaczego więc jedzą?
Zamiast godzić krowy na łąkę, to one gonią ciebie. Z końmi bawisz się w berka.
I jeszcze mówisz, że to dlatego, bo cię o to proszą. Płoszysz jej zwierzęta,
Romi.
- Wcale nie... Kłamiesz...
- wydukałam. - Babcia by tak nie powiedziała! Ja słyszę, co mówią zwierzęta.
Babcia o tym wie i nigdy by nie użyła takich słów!
- Proszę cię, zwierzęta nie mówią. Zachowujesz się jak
dziecko, zmyślając te historyjki. - Podniósł się z kuchennego krzesła i powoli
skierował się w kierunku swojego pokoju. - Jesteś tylko głupim
chłopakiem! - krzyknęłam za nim, wbijając paznokcie w skórę. - I jesteś zwyczajnie
zazdrosny! Nienawidzę cię!
- Romi! - Tym razem to Carmen podniosła głos. - Idź do
swojego pokoju.
- Nienawidzę was wszystkich! - Tupnęłam nogą i zamiast do
siebie, wybiegłam z domu i udałam się do Briget.
***
Nie poznawałam swojego brata. I to było najgorsze. Czyżbym
musiała mu wybić z głowy marzenia o byciu wielkim? Jeśli kochają cię wszyscy,
to jednocześnie nie kocha cię nikt. Nie mogłam pozwolić na to, aby Daniel
cierpiał, był moim bratem. Może nie biologicznym, ale bratem. Wychowywaliśmy
się razem pod bacznym okiem Carmen i Philipa, przywiązałam się do jego
obecności, do tego, że mnie bronił, wspierał, wyśmiewał w chwilach mniej
wyniosłych. Mogłam mu powiedzieć wszystko.
Daniel nie patrzył w moją stronę. Zapewne wylądowałam w grupie
„przeciętność”, a chłopak nie zwracał uwagi na dziewczyny wyglądające właśnie w
ten sposób. Postanowiłam, iż w domu pokażę mu, co to znaczy lekceważyć
przeciętność. Mógłby ją sobie wsadzić. Nie powiem gdzie.
- Romi... Romi, do jasnej cholery, ogłuchłaś czy jak?
Podniosłam wzrok i spojrzałam w znajomą twarz. Ciemne włosy,
przyjazne oczy, górujące nade mną umięśnione ramiona. Max nie zmienił się ani
trochę przez ostatni czas. Wciął mówił „oglądnąć” zamiast „obejrzeć”, chyba
robił to specjalnie, żebym go poprawiała. A jak mu powtarzałam, że nie jest to
odpowiedni tekst na podryw, zbywał to słowami „i tak jesteś już moja”.
Podeszłam dwa kroki i przytuliłam się do niego, ignorując
spojrzenia gapiów. Co jak co, ale uwielbiałam się do niego przytulać, zwłaszcza
do Maxa. Jednak po chwili wymierzyłam mu policzek. Cofnął się.
- Jak śmiałeś tu przyjeżdżać?!
No i proszę. Trochę tajemnicy odkrytej ^^
OdpowiedzUsuńI jak zwykle świetny rozdział! Ten akurat trochę zabawny :)
Uwielbiam twój styl pisania i zawsze nie mogę się doczekać kiedy dodasz następny rozdział i co wymyślisz
Życzę weny i żeby rozdziały były trochę dłuższe XD
Cóż, przewiduję jakieś 25-27 rozdziałów, więc połowa za mną, trzeba odkryć tajemnice i wziąć się w garść, rozpocząć trzymającą w napięciu akcję... xDD I być może będzie to już w kolejnym~
UsuńNastępna tajemnica odkryta ^^
OdpowiedzUsuńCudownie piszesz ;3
Kim jest Max?
OdpowiedzUsuńKim Jest Daniel?
Jakie moce posiada Romilia?
Kiedy będzie akcja?
To i nie tylko w następnym rozdziale!
Zazdroszczę Ci stylu. To co piszesz...
Gdybym był tobą to sprzedałbym się jakiemuś wydawnictwu.
Mam wiele pomysłów. W jednym zrealizowałem kilka stron, po czym uznałem że to płytkie i sam niewiele wiem co robić dalej. Teraz trzeba przyznać: pomysł z zombiakami nie był ani dobry ani zły, a co do innych wymiarów. Why not?
Inne moje pomysły skończyły się tam gdzie zaczęły. Na wstępie :(
Tak czy owak masz talent.
.
.
.
....WENY!!!
Cóż, nie mam zamiaru się sprzedawać, jestem nieletnia ;w;
UsuńA tak naprawdę, jest wielu internetowych autorów, którzy piszą o wiele lepiej ode mnie.
Też mam mnóstwo opowiadań, które zaczęłam pisać, stworzyłam jakieś dwa rozdziały i... I dalej nie ma nic. Albo je zgubiłam, albo znajdują się w czeluściach folderu zatytułowanego: "Opowiadania! Nie patrzeć, nie dotykać, nie patrzeć" xD"
Radzę Ci zrobić na początku plan. Stwórz całkowity plan wydarzeń, a potem dopasuj charaktery bohaterów.
W razie czego zawsze służę pomocą, można pisać na asku, gg też gdzieś się powinno znaleźć xD
A moje pisanie to nie talent, lecz nieustanne ćwiczenia. Od małego pisałam, tak zwane, opowiadania grupowe, wiele się dzięki nim nauczyłam.
Ach... zaskoczyłaś mnie z tymi zmiennokształtnymi. Myślałam, że będzie chodzić o jakichś ludzi, którzy potrafią zmieniać się w lisy, (bo mają tatuaż lisa na ręce). Ale zaskoczyłaś mnie. Pozytywnie, of course.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o Maxa - szczerze mówiąc nie lubię go. Wydaje mi się taki... dziwny.
A co do Juliana - po przeczytaniu poprzedniego rozdziału - zaskoczyło mnie to, że jest gejem.! To żeś zaszalała z tymi niespodziankami! :D
No, nareszcie akcja zaczęła się rozwijać, a wcześniejsze tajemnice wyjaśniać. Szkoda, że dopiero chyba po dziesięciu rozdziałach umieściłaś ten główny rozwój akcji, na którym opiera się książka.
Mimo wszystko - kocham, kocham. <3 - serducho na dowód i na walentynki (trochę się spóźniłam z tym, ale lepiej później niż w ogóle)
Zmiennokształtni mieli być od początku, choć moja przyjaciółka uważała ich na początku za sektę o.O Cieszę się również, że wydarzenie zaskakują! Nie chcę pisać czegoś, czego czytanie boli. Tekst nie może nudzić, zwroty akcji są potrzebne ^.^ Od kolejnego rozdziału zacznie się dziać, mam taką nadzieję~
Usuń