piątek, 14 lutego 2014

Rozdział XIV

Mamy walentynki... Tyle razy powiedziałam dzisiaj "kocham cię", że mówienie tego po raz kolejny boli... Ale cóż - kocham Was! Bo to dzięki Wam piszę dalej to opowiadanie i wierzę, iż nie jest okropnym chłamem, który przy bliższym spotkaniu z prawdziwym pisarzem wylądowałby w koszu. 
Ja tam lubię Ash Dale. Lubię stworzone przez siebie postacie, choć czasami są zbyt idealne. Wiecie, zawsze tak jest. Jak próbuję nadać postaci charakter inny niż reszcie, to wychodzi mi "ideał". Ponoć taka właśnie jest Romi... Tyle że ja wcale nie uważam jej za idealną, wręcz przeciwnie. Romi to "nieco" ubarwiona wersja mojej koleżanki z klasy. Spokojna, przyjacielska, pomocna, wierna, szczera. Dodałam jej tylko odwagi.
Ale dobra... Kończę już swój wywód, dwa tygodnie czekania na rozdział, jaka zła ze mnie autorka ;w; A do tego piszę własne przemyślenia, zamiast dawać tekst xDD
Miło spędzonych Walentynek :3


Rozdział Czternasty - Gdzie jest zachód, tam i wschód się pojawia 

      Rozłożyłam się wygodnie na łóżku wraz z kakao i włączyłam laptopa, kładąc go sobie na udach. Musiałam wyglądać jak najzwyklejszy, uzależniony od komputera dzieciak. A to wcale nie była prawda. To, że siadałam od czasu do czasu... Na kilka godzin... To jeszcze nic nie znaczyło.
      - Słychać mnie? - Blond czupryna Briget pojawiła się na ekranie, a w słuchawkach rozległ się słodki głos dziewczyny. Każdy mówił, że brzmi jak dziecko. Albo jakaś sweet lolita. Gdy usłyszała to po raz pierwszy, wzięła się za szycie sukienki, ale wyszła jej tak krzywo, iż rzuciła to po pierwszej przymiarce.
      - Słychać - odpowiedziałam, po czym upiłam łyk jasnobrązowego płynu.
      - A więc... O co chodzi?
     Ona zawsze przechodziła do rzeczy. Kiedy ja odwlekałam z jakimś pytaniem bądź odpowiedzią, ta wyskakiwała znienacka z jakimś „super planem”. Oczywiście zbywałam jej propozycje machnięciem ręki. Okazywały się bowiem zbyt głupie po dłuższym przemyśleniu.
     A teraz nie wiedziałam, co powiedzieć. Gdybym jej oświadczyła, że mój przyjaciel okazał się zmiennokształtnym czarownikiem, a jego brat zaklął pogodę, pewnie przyjechałaby tu w ciągu kilku godzin, a wtedy już po mnie. Zabiliby mnie.
      - Etto... Mamy napisać opowiadanie fantasy - oświadczyłam. Uch, ciekawe, czy moja zdolność kłamania wystarczy... - A wiesz, że jestem perfekcjonistką. Internetowi jakoś nie wierzę...
      - Czarodzieje to pół-demony - przerwała mi, siadając po turecku na swoim czarnym, kręconym fotelu. - Nieważne z kim demon spłodził dziecko, zawsze będzie ono posiadało magię.
      - Ze zmiennokształtnym również?
      - Owszem. A jako że do przekazania daru zmiennokształtności nie trzeba osób tej samej rasy, dziecko rodzi się zmiennokształtnym czarownikiem - wyjaśniła. Wyjęłam notes i zaczęłam wszystko notować. - Zmiennokształtni nie tylko zmieniają się w zwierzęta. Istnieją także tacy, którzy potrafią przybrać formę dowolnej, żyjącej istoty. Czyli może chociażby stać się drzewem. Kwiatem. Wszystkim. Czarodziejska moc tylko wyostrza wszystkie cechy. Wilkołaki zmieniają się tylko podczas pełni, zmiennokształtni mogą robić to w dowolnej chwili.
      - Jak rozpoznać zmiennokształtnego?  
      - Tego nie da się zrobić, jeśli nie posiadasz tak zwanego Wzroku, wtedy byś to wyczuwała. W takiej sytuacji, gdy go nie masz, musisz przyglądać się oczom. Wszelaka magia łączy się ze złotem. - Nachyliła się nad laptopem i zaczęła czegoś szukać, słyszałam klikanie myszki. - Jednak nie łódź się, że wszyscy mają złote oczy. Owszem, jednak tylko przez niewielki ułamek czasu. Jeśli masz na przykład wiedźmę, to podczas czarowania jej oczy będą błyszczeć. U zmiennokształtnych jest to moment przemiany.
      - Czyli nie ma szans rozpoznać ich w jakiś mniej trudny sposób? - Zmieniłam pozycję i teraz leżałam na brzuchu.
      - Nie.
      - Kurde. - Zrobiłam nieszczęśliwą minę. Naprawdę chciałabym się dowiedzieć, czy ktoś jeszcze w tym mieście zmienia się w zwierzątko, ułatwiłoby mi to życie. - A miałam taki fajny pomysł! - dodałam szybko, aby przyjaciółka o niczym się nie dowiedziała.
      - Jak tam Max? - zapytała, podnosząc się. Dzięki kamerze wiedziałam, że podchodzi do okna i wygląda przez nie. Dopiero wtedy zauważyłam, iż jest ubrana wyjściowo.
      - A jak ma być?
      - No wiesz, skoro wyjechał specjalnie na wymianę do Ash Dale, żeby być blisko ciebie...
      - Że co proszę?! - Omal nie zaplułam się kakao. Czekoladowy napój już chciał mi wypłynąć nosem.
      - Oj... - Briget wróciła na krzesło i przygryzła dolną wargę. - Nie denerwuj się, Romi. Oddychaj.
      - Gadaj - wycedziłam przez zęby. Dziewczyna skuliła się pod moim wzrokiem.
      - No bo... To było tak, że dostaliśmy ofertę wymiany uczniowskiej. Jakaś dziewczyna miała przenieść się do nas, a chłopak pojechać do was... - Podrapała się w tył głowy. - No a Max wciąż o tobie gadał i gadał... Aż w końcu zgłosił się na ochotnika. Był jedyny, ludzie zwykle nie opuszczają Red Dolls, nawet na wymianę...
      - Kiedy przyjechał?
      - Jakiś tydzień temu opuścił Red.
      - Do której szkoły chodzi?    - Wschodnia Akademia? Chyba tak to się nazywało.
      - Dzięki Bogu... - Odetchnęłam z ulgą. Miejmy nadzieję, że do Wschodu nie chodzą żadne podejrzane typy. Mieszanie mnie w ten świat to co innego, a jego i Briget... Cóż, nie chciałam niszczyć ich światopoglądu. - Idź. Widzę, że na kogoś czekasz. - Posłałam jej na wpół przepraszający, na wpół naglący uśmiech.
      - Dziękuję! - Blondynka pocałowała ekran laptopa, przekazując mi tym samym całusa w policzek, a następnie pożegnała się, machając ręką.
      Mój były przyjechał za mną do tego przeklętego miejsca. Czyżby i to była sprawka Valentine'a? W liście przyznał się, że to wszystko - praca taty, przybycie do Ash Dale - to część jego planu. Jak miałam żyć ze świadomością, że to jeszcze nie koniec? Musiałam się ubezpieczyć. Nie wiedziałam jeszcze jak ani co powinnam zrobić, ale nie mogłam stać z założonymi rękami.
      Tego wieczoru zasnęłam na pięciu poduszkach trzymających moje plecy w pionie. Do tego z laptopem na kolanach. I nikt nie zajrzał do pokoju aż do rana.

    ***

      Autobus jak zwykle się spóźniał. Przez tę pogodę przyjeżdżał pięć minut później, a ja marzłam pięć minut dłużej. Chłopcy mieli fajniej, nosili spodnie. Nas obowiązywały spódniczki, bez względu na to, jaka pogoda panowała na dworze. I to było głupie. Dlaczego nie pozwalano nam nosić garniturów tylko wieczorowe sukienki? Ciągle segregowano nas płciowo, jakby mężczyźni i kobiety byli dwoma oddzielnymi gatunkami.
      Julian tego ranka zachowywał się nadzwyczaj cicho nawet po tym, jak Daniel wsiadł do drugiego autobusu, a my zajęliśmy miejsca obok siebie w naszym. Ten rodzaj ciszy jednocześnie zjada od środka i leczy zadane przez własną głupotę rany. Aby być w stu procentach bezpiecznym, trzeba zacząć rozmawiać. O byle czym. Nawet o niewygodnym, wbijającym się w tyłek siedzeniu fotela, o śpiącym licealiście z tyłu... Wszystko, byleby przerwać ciszę. 
      - Musimy porozmawiać - powiedzieliśmy jednocześnie, po czym parsknęliśmy śmiechem.
      - Co powiesz na zrobienie sobie wolnego dnia, Romi? - Julian uśmiechnął się szeroko, pokazując zęby.
      - Brat namawia mnie do złego? - Uniosłam brew, udając zdziwioną. Tak naprawdę pod względem zachowania był gorszy od Nicka, którego to na początku uważałam za typa spod ciemnej gwiazdy. - I to mi się podoba. - Szturchnęłam go łokciem.
      Wysiedliśmy na przystanku i podążyliśmy w kierunku odwrotnym, czyli wschodnim. Jeden opuszczony dzień nie powinien zrobić wielkiej różnicy, a mama na pewno zrozumie i napisze mi usprawiedliwienie.
      Szliśmy powoli, patrząc na roztapiający się śnieg. Tracił swój biały kolor i zmieniał się w błoto. Czy wszystko, co przez pewien okres cieszy oczy, staje się potem szkaradne? A co, jeśli dzieje się na odwrót? Brzydota zmienia się w coś pięknego. Metamorfoza. Przywykłam już do tego, że pogody w Ash Dale nijak nie dało się przepowiedzieć. Raz padał śnieg, za chwilę wychodziło słońce. Jakby zależało to od mieszkających tu ludzi.
      - Dziękuję - powiedziałam, przerywając ciszę
      - Za co? - Julian uniósł brew.
      - Pamiętasz mój pierwszy dzień szkoły i jednocześnie zimy? - Zerknęłam w jego stronę kątem oka. - Wtedy wyszłam na spacer. I omal nie zamarzłam na kość, tuląc zwierzę, które i tak uciekło. - Pokręciłam głową. - Uratowałeś mnie. Dziękuję.
      - Wcale nie uciekł - odpowiedział, chowając nagie dłonie w kieszenie kurtki. - Lis. On... On był ci wdzięczny. Nie wiedział, że wilczyca w ten sposób zareaguje na jego propozycję.
      Zatrzymałam się i wyprostowałam. Nikomu nie wspominałam o wilku. Nawet mamie sprzedałam historyjkę, że znalazłam poranione zwierzę. Nie zdradziłam, kto je zranił.
      - Coś się stało?
      - Jul, możesz mi powiedzieć prawdę? - zapytałam, a on w odpowiedzi pokiwał głową. - To ty byłeś tym lisem, co?
      Blondyn wbił wzrok w ziemię. Przez chwilę patrzył na swoje odbicie w kałuży brudnej wody, po czym powoli pokiwał głową.
      Wszystko zaczynało układać się w całość. I do siebie pasowało. Julian Fox. Już nawet jego nazwisko nakierowało mnie na ślad. Połączenie faktów po rozmowie z Briget okazało się banalnie proste.
      - Ile jest tu takich osób jak ja? - To pytanie wymsknęło mi się niechcący, jednak tego nie żałowałam. Miło wiedzieć, na czym się stoi.
      - Razem z twoją rodziną... I przyjezdnymi... Osiem osób? - Jul podniósł głowę i spojrzał mi w oczy. Im dłużej się w nie wpatrywałam, tym więcej złotych plamek wśród źrenicy dostrzegałam. - Ash Dale to siedlisko pół-demonów, likantropów, wróżek, wampirów, zmiennokształtnych i Bóg wie, czego jeszcze. Dopóki żyjesz normalnym życiem, nikogo to nie interesuje. Zwłaszcza, że przed stu laty mieszkały tu najprawdziwsze demony. A skoro one potrafiły się zakamuflować, to i nam się to udaje.
      Nie wyglądałam na zaskoczoną. Już w nocy pogodziłam się z tą myślą. Choć okazała się straszna, to przemyślenie wszystkich zalet i wad Ash Dale sprawiło, iż miejsce to nie wyglądało aż tak źle. Pozytywnych rzeczy udało mi się znaleźć o wiele więcej niż negatywnych. A może po prostu za krótko tu mieszkałam? Szkoła wydawała się okej, Obchody Dziękczynienia sprawiały, że myślałam nad pozytywnymi wydarzeniami, Carmen i Philip byli szczęśliwi. Jeśli tak, to i ja spokojnie mogłam cieszyć się dniem.
      - Następnym razem jak pokłócisz się z siostrą - powiedziałam, wbijając palec w jego pierś - nie mam zamiaru jej odganiać.
      - Co...? Skąd ty...? - Chłopak otworzył szeroko oczy.
      - Stary, mam starszego brata. Wiem, co znaczy mieć rodzeństwo. - Uśmiechnęłam się i ruszyłam. - A teraz w drogę, we Wschodniej Akademii znajduje się obiekt moich westchnień, muszę się pośpieszyć, nim ktokolwiek zechce go sprzątnąć.

      ***

     Wschód okazał się równie piękny co Zachód. Między innymi dlatego, że wyglądał tak samo. Dosłownie. I to nie tylko od zewnątrz, ale i od wewnątrz. Idealne odwzorowanie. Ciekawe, czy nazewnictwo klas było podobne. Pewnie nie, bo skoro odmieniali się szkolną sentencją („Nie zawódź tych, których kochasz”), to i obyczaje nieco zmodyfikowali. Albo to Zachód podgapił od Wschodu. To wiedzieli tylko pomysłodawcy obu Akademii.
    Udałam się z Julianem do licealnej części budynku. Akurat była przerwa i wszystkie dzieciaki siedziały na korytarzu, rozmawiając, puszczając muzykę. Tworzyli gwar typowy dla szkół średnich. W Zachodzie panował spokój i cisza. Jasne, wszyscy rozmawiali, jednak nie zauważyłam przekrzykiwania się, a nie raz udawałam się do Braci z licealnej części. Nauczyciele bardziej ufali nowej. Albo po prostu chcieli mieć z głowy tak irytującego dzieciaka choć na pięć minut. Kto wie?
     Nagle się zatrzymałam. Nie, wcale nie dostrzegłam Maxa. Zobaczyłam swojego brata, Daniela nonszalancko opartego o ścianę przed klasą numer osiem. W ręku trzymał telefon i puszczał swoją „ciężką” muzykę, jak to mawiała Carmen. A wokół niego zgromadziła się grupka dziewczyn o maślanych oczach. W ogóle uczniowie patrzyli na niego albo z zazdrością, albo z szacunkiem. Miał lekko poczochrane włosy, a w oczach wredny błysk.    Był wobec mnie niemiły tylko raz w życiu. Raz. Dodatkowo jego oczy nie zdradzały nic.

    ***

     - Mamo! - Mój krzyk rozniósł się po całym domu. Dłonie zacisnęłam w pięści, ledwo powstrzymując się przed rzuceniem się na brata.
     - Romi, zrozum, jesteś za mała, żeby jechać - tłumaczyła Carmen, ale jej nie słuchałam. Liczyło się to, że Daniel może, że na więcej mu pozwalano.
      - Rok temu mówiłaś tak samo! I brat miał tyle lat, co ja teraz. - Od zawsze lubiłam wszystko przeliczać, więc nie było to zdziwieniem dla Carmen i Philipa, gdy jako pięcioletnie dziecko opanowałam tabliczkę mnożenia. Szkoda, iż umiejętność ta oraz jakakolwiek chęć do nauki matematyki wypaliła się wraz z wiekiem. - To nie sprawiedliwe.
     - Babcia cię nie lubi - odezwał się nagle Daniel, patrząc we mnie czystym wzrokiem. Nie było tam nic. - Wstajesz rano i idziesz do kurnika, kiedy podbierasz jaja mija pół poranka, bo z każdą kwoką musisz zamienić choć jedno zdanie, nawet jeśli nie odpowiadają. Świń też nie nakarmisz, bo uważasz, iż im nie smakuje. Dlaczego więc jedzą? Zamiast godzić krowy na łąkę, to one gonią ciebie. Z końmi bawisz się w berka. I jeszcze mówisz, że to dlatego, bo cię o to proszą. Płoszysz jej zwierzęta, Romi.
     - Wcale nie... Kłamiesz... - wydukałam. - Babcia by tak nie powiedziała! Ja słyszę, co mówią zwierzęta. Babcia o tym wie i nigdy by nie użyła takich słów!
     - Proszę cię, zwierzęta nie mówią. Zachowujesz się jak dziecko, zmyślając te historyjki. - Podniósł się z kuchennego krzesła i powoli skierował się w kierunku swojego pokoju.    - Jesteś tylko głupim chłopakiem! - krzyknęłam za nim, wbijając paznokcie w skórę. - I jesteś zwyczajnie zazdrosny! Nienawidzę cię!
     - Romi! - Tym razem to Carmen podniosła głos. - Idź do swojego pokoju.
     - Nienawidzę was wszystkich! - Tupnęłam nogą i zamiast do siebie, wybiegłam z domu i udałam się do Briget.


      ***


    Nie poznawałam swojego brata. I to było najgorsze. Czyżbym musiała mu wybić z głowy marzenia o byciu wielkim? Jeśli kochają cię wszyscy, to jednocześnie nie kocha cię nikt. Nie mogłam pozwolić na to, aby Daniel cierpiał, był moim bratem. Może nie biologicznym, ale bratem. Wychowywaliśmy się razem pod bacznym okiem Carmen i Philipa, przywiązałam się do jego obecności, do tego, że mnie bronił, wspierał, wyśmiewał w chwilach mniej wyniosłych. Mogłam mu powiedzieć wszystko.
    Daniel nie patrzył w moją stronę. Zapewne wylądowałam w grupie „przeciętność”, a chłopak nie zwracał uwagi na dziewczyny wyglądające właśnie w ten sposób. Postanowiłam, iż w domu pokażę mu, co to znaczy lekceważyć przeciętność. Mógłby ją sobie wsadzić. Nie powiem gdzie.
    - Romi... Romi, do jasnej cholery, ogłuchłaś czy jak?
    Podniosłam wzrok i spojrzałam w znajomą twarz. Ciemne włosy, przyjazne oczy, górujące nade mną umięśnione ramiona. Max nie zmienił się ani trochę przez ostatni czas. Wciął mówił „oglądnąć” zamiast „obejrzeć”, chyba robił to specjalnie, żebym go poprawiała. A jak mu powtarzałam, że nie jest to odpowiedni tekst na podryw, zbywał to słowami „i tak jesteś już moja”.
    Podeszłam dwa kroki i przytuliłam się do niego, ignorując spojrzenia gapiów. Co jak co, ale uwielbiałam się do niego przytulać, zwłaszcza do Maxa. Jednak po chwili wymierzyłam mu policzek. Cofnął się.
    - Jak śmiałeś tu przyjeżdżać?! 

7 komentarzy:

  1. No i proszę. Trochę tajemnicy odkrytej ^^
    I jak zwykle świetny rozdział! Ten akurat trochę zabawny :)
    Uwielbiam twój styl pisania i zawsze nie mogę się doczekać kiedy dodasz następny rozdział i co wymyślisz
    Życzę weny i żeby rozdziały były trochę dłuższe XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, przewiduję jakieś 25-27 rozdziałów, więc połowa za mną, trzeba odkryć tajemnice i wziąć się w garść, rozpocząć trzymającą w napięciu akcję... xDD I być może będzie to już w kolejnym~

      Usuń
  2. Następna tajemnica odkryta ^^
    Cudownie piszesz ;3

    OdpowiedzUsuń
  3. Kim jest Max?
    Kim Jest Daniel?
    Jakie moce posiada Romilia?
    Kiedy będzie akcja?
    To i nie tylko w następnym rozdziale!

    Zazdroszczę Ci stylu. To co piszesz...
    Gdybym był tobą to sprzedałbym się jakiemuś wydawnictwu.
    Mam wiele pomysłów. W jednym zrealizowałem kilka stron, po czym uznałem że to płytkie i sam niewiele wiem co robić dalej. Teraz trzeba przyznać: pomysł z zombiakami nie był ani dobry ani zły, a co do innych wymiarów. Why not?
    Inne moje pomysły skończyły się tam gdzie zaczęły. Na wstępie :(
    Tak czy owak masz talent.
    .
    .
    .
    ....WENY!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, nie mam zamiaru się sprzedawać, jestem nieletnia ;w;
      A tak naprawdę, jest wielu internetowych autorów, którzy piszą o wiele lepiej ode mnie.
      Też mam mnóstwo opowiadań, które zaczęłam pisać, stworzyłam jakieś dwa rozdziały i... I dalej nie ma nic. Albo je zgubiłam, albo znajdują się w czeluściach folderu zatytułowanego: "Opowiadania! Nie patrzeć, nie dotykać, nie patrzeć" xD"
      Radzę Ci zrobić na początku plan. Stwórz całkowity plan wydarzeń, a potem dopasuj charaktery bohaterów.
      W razie czego zawsze służę pomocą, można pisać na asku, gg też gdzieś się powinno znaleźć xD
      A moje pisanie to nie talent, lecz nieustanne ćwiczenia. Od małego pisałam, tak zwane, opowiadania grupowe, wiele się dzięki nim nauczyłam.

      Usuń
  4. Ach... zaskoczyłaś mnie z tymi zmiennokształtnymi. Myślałam, że będzie chodzić o jakichś ludzi, którzy potrafią zmieniać się w lisy, (bo mają tatuaż lisa na ręce). Ale zaskoczyłaś mnie. Pozytywnie, of course.
    Jeśli chodzi o Maxa - szczerze mówiąc nie lubię go. Wydaje mi się taki... dziwny.
    A co do Juliana - po przeczytaniu poprzedniego rozdziału - zaskoczyło mnie to, że jest gejem.! To żeś zaszalała z tymi niespodziankami! :D
    No, nareszcie akcja zaczęła się rozwijać, a wcześniejsze tajemnice wyjaśniać. Szkoda, że dopiero chyba po dziesięciu rozdziałach umieściłaś ten główny rozwój akcji, na którym opiera się książka.
    Mimo wszystko - kocham, kocham. <3 - serducho na dowód i na walentynki (trochę się spóźniłam z tym, ale lepiej później niż w ogóle)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zmiennokształtni mieli być od początku, choć moja przyjaciółka uważała ich na początku za sektę o.O Cieszę się również, że wydarzenie zaskakują! Nie chcę pisać czegoś, czego czytanie boli. Tekst nie może nudzić, zwroty akcji są potrzebne ^.^ Od kolejnego rozdziału zacznie się dziać, mam taką nadzieję~

      Usuń