niedziela, 23 lutego 2014

Rozdział XV

Dzisiejszy rozdział dedykuję mojej przyjaciółce Ani - ma dziś ona urodziny i specjalnie czekałam do dzisiaj z publikacją ^.^
Wszystkiego najlepszego, kochanie!

Poza tym zapraszam wszystkich serdecznie do zakładki "Zwiastuny". Jest tam trailer opowiadania, które pojawiać się będzie po "Normalnej...", serdecznie zachęcam do obejrzenia~


Rozdział Piętnasty - Krew na śniadanie.

     - Stęskniłem się - odpowiedział, kuląc się pod natarczywością mojego wzroku. Wszyscy dookoła zerkali w naszą stronę. - Wiesz, wyjechałaś prawie trzy miesiące temu, a rozmowy przez Internet nigdy nie zastąpią dotyku... Nawet jeśli ma boleć. - Dotknął palcami policzka, krzywiąc się. Dość mocno go uderzyłam.
     - Naprawdę? - Przysunęłam się bliżej Maxa i, stając na palcach, pocałowałam go w zaczerwienione miejsce. - Przepraszam, nie chciałam. Emocje wzięły górę.
     - Rozumiem - odparł, patrząc trochę śmielej niż wcześniej. - Chciałem ci powiedzieć, ale nie wiedziałem jak...
     - Ash Dale nie jest miejscem dla ciebie - przerwałam, kończąc tym samym temat jego przyjazdu tutaj. - Idź na lekcję.
     - A ty to co? Nie powinnaś być w drugiej części miasta? - Uniósł brew.
     Oho, zaczyna się. Wcześniej to ja go pouczałam, zwłaszcza w języku, tymczasem Max postanowił, iż zabawi się w nauczyciela. Nie lubiłam, gdy ktoś mówił mi, co mam robić. Wiecie, to ograniczenia, nie przepadałam za nimi tak samo jak za wątróbką Philipa. Śmierdziało tym w całym domu. A trzeba podkreślić, iż mięso to mój przyjaciel. Choć kocham zwierzęta, bez schabu ani drobiu nie przeżyłabym dnia.
     - Jestem tu z Bratem - oznajmiłam, zręcznie omijając wagary. To było wyjście z Julianem, a skoro on piastował najwyższy przywilej (ale jednocześnie obowiązek) w Zachodzie, mogłam to wykorzystać. - Mamy podpisać jakieś papiery i przejrzeć materiały dotyczące wiosennego festiwalu.
     - Och. - Wtedy zadzwonił dzwonek i wszystkie dzieciaki udały się pod klasy. - Muszę lecieć, wpadnę do ciebie po szkole!
     I tak jak Max się pojawił, tak też zniknął, czyli nagle i szybko, zdążyłam go jednak odprowadzić wzrokiem. Dopiero gdy zniknął na schodach prowadzących na piętro, poczułam się dziwnie pusta. Jakby do tej pory wypełniało mnie powietrze, a teraz ktoś wyciągnął korek. I tym ktosiem był Max. Byłam do niego tak piekielnie mocno przywiązana, że jego widok odkopał dawno ukrytą pod ziemią tęsknotę. Chciałam się w niego wtulić, znów poczuć jego usta na swoich, rozkoszować się słodkim zapachem skóry... Nie było mi to jednak dane, więc bolało.
     Podrapałam się po policzku i rozejrzałam dookoła. Nigdzie nie dostrzegłam Jula, lecz przed sobą miałam tylko jedne drzwi, więc prawdopodobieństwo spotkania go za nimi wynosiło jakieś sześćdziesiąt procent. Stwierdziłam, że to dużo i ruszyłam w ich stronę. Następnie zapukałam i, nie czekając na odpowiedź, nacisnęłam klamkę. I tak zawsze brzmi „proszę”, po co więc marnować czas?
     Przy biurku siedział chłopak. Z całą pewnością był starszy ode mnie, może uczęszczał do ostatniej klasy liceum. Ciemne, kręcone włosy sięgały mu za kark i nachodziły na szyję. Oczy miał szare, lecz teraz, kiedy już dowiedziałam się prawdy, dostrzegałam w nich złote drobinki. Nogi, ubrane w ciemne spodnie, spoczywały na blacie. Na krześle naprzeciw okna siedział Julian i przeglądał jakieś czasopismo.
     - Niewychowane dziewczę z ciebie - odezwał się z hiszpańskim akcentem nieznajomy. - Nie wyraziłem zgody na twoje wejście.
     - An, daj spokój. - Julian machnął ręką. - Poznaj Romilię. To najnowszy nabytek Zachodu.
     - Antonio Fabien del Canto. - Chłopak wstał, zbliżył się, ujął moją dłoń, po czym złożył na niej delikatny pocałunek.
     - Romilia Charlotte Turtle... - Spojrzałam na Hiszpana, ściągając brwi. Nie przypominał mi żadnego ze znanych fantastycznych stworów. Chociaż ani Julian, ani Nick, ani nikt innymi nie przypominał potwora. - Ale mówią Romi.
     - An jest wampirem - oświadczył Jul, podnosząc się z krzesła. - Jednym z tych, którzy piją ludzką krew.
     - Zawsze wyskakujesz od razu z takimi szczegółami, Jul - oburzył się Antonio, wracając na swoje miejsce. Odchylił głowę i przyglądał się białemu sufitowi. - W końcu ludzie zaczną przez ciebie mdleć.
     - I jest gejem - dodał, ignorując słowa ciemnowłosego.
     - Od razu jeszcze powiedz, że przeleciałem pół miasta! - Antonio uderzył pięścią w blat biurka. - Naprawdę powinieneś uważać na słowa.
     - Nie słuchaj go. - Julian sięgnął po jedną z książek z półki i zaczął ją kartkować. - Jest głodny.
     - Nie może czegoś zjeść? - zapytałam jak głupia. Odpowiedź była oczywista, jednak za mało czasu spędziłam w „magicznym” świecie. - Nie, przepraszam, głupie pytanie.
     - Ależ skądże znowu. - Antonio z przebiegłym wyrazem twarzy ponownie się podniósł.
     Zastanawiało mnie jedno, a mianowicie to, kim on dokładnie jest. Posiadał własne biuro, w środku skórzany, kręcony fotel. I okno z widokiem na plac wejściowy. Takiego miejsca nie otrzymywało się za najlepsze wyniki w szkole czy w mieście, odrzuciłam więc teorię, iż jest uczniem. Może nauczycielem? Pedagogiem? Psychologiem? Pielęgniarką...? Wampir jako pielęgniarka. Cóż, wizja dość ciekawa, jednakże stawiała Hiszpana w sadystycznym świetle. Wyglądał na takiego, lecz nie ocenia się książki po okładce.
Tak się zamyśliłam, że nawet nie zauważyłam, kiedy Antonio znalazł się za moimi plecami. Powróciłam do rzeczywistości dopiero wtedy, gdy poczułam dłoń na ramieniu. Przeklęłam się w myślach, nie powinnam była odpływać. Głupia Romi, głupia!
     - Pachniesz tak smakowicie, że nie mam serca marnować twojej krwi - wyszeptał, a potem poczułam ból.
     Z początku myślałam, że umieram. Ciepło rozlało się po całym moim ciele, części ciała odmówiły posłuszeństwa. Nawet jeśli nie umierałam, to chciałam zniknąć.
     Po szyi ciekła dziwnie gorąca ciecz, oczy napełniły się łzami. Czułam w nozdrzach intensywnie słony zapach. Śmierdziało jak rdza.
     - An, ty cholerny idioto!
     Dźwięk grubej książki, uderzanej o część ludzkiego ciała, uwolnił mnie z paraliżu. Przetarłam wierzchem dłoni oczy, by polepszyć widoczność, a następnie się odwróciłam. Antonio pocierał głowę, Jul zaś odkładał powieść w twardej okładce jakiegoś rosyjskiego pisarza.
     - To bolało - mruknął ciemnowłosy, robiąc naburmuszoną minę.
     - Lepiej się zamknij. Mogłeś z niej wypić całą krew.
     Julian działał szybko. Wyjął z szuflady czerwoną apteczkę i kazał mi usiąść na krześle. Rozumowałam dość powoli, jakby wolną przestrzeń wokół mózgu (a mój nie był za wielki, więc i miejsca dużo) pojawiła się para albo mgła i ograniczała widoczność. Białowłosy powoli przemył mi rankę na szyi, Antonio podał zaś tabliczkę białej czekolady, którą nieświadomie powoli pogryzałam. Na końcu Jul przykleił wacik i schował wszystko z powrotem, jakby całego zajścia nie było. Tyle że ja wiedziałam, co się stało.
     Zostałam ugryziona przez wampira. Tylko i wyłącznie z powodu własnej głupoty i pytania, którego zadawać nie powinnam. Okej, mogłam mu to wybaczyć, wina częściowo znajdowała się po mojej stronie. Musiał tylko wykazać odrobinę skruchy i przeprosić.
     - Powinienem cię zgłosić, wiesz? - Julian pokręcił głową i usiadł na parapecie okna, odsuwając doniczkę z paprotką.
     - Jeśli to zrobisz, będzie po mnie! - Niemal płaczliwy ton głosu wampira rozniósł się po pomieszczeniu. - Jeszcze jedno i stąd wylecę!
     - I tak nic tu nie robisz - stwierdziłam, zaczynając się budzić do życia. - Siedzisz i grzejesz fotel.
     - Odwalam papierkową robotę, panno Turtle. - Antonio zmrużył oczy. - Tak swoją drogą radziłbym ci wynieść się z Ash Dale nim będzie za późno.
     - Jest mi tu niezwykle miło. Nie zauważyłam, aby ktoś chciał mnie porwać.
     - Kracze sroka czarno biała, siedząc na gałęzi. Czy jej powie kto przyjezdny, że popełnia błąd wielki? - Hiszpan najwyraźniej nie chciał się zaprzyjaźnić, za to Juliana irytowało jego nieprzyjazne zachowanie. Podszedł i znów trzepnął go w głowę, tym razem ręką. - Zostaw Nicka, przecież wiem, że mnie kochasz!
     Antonio zachowywał się co najmniej dziwnie. Albo to on był normalny, a ja nie. Kto to wie? W końcu „norma” to pojęcie względne.
     - Okej, to może zostawię was samych? - Powoli wycofałam się z pomieszczenia.
     Odetchnęłam dopiero na korytarzu, choć nawet przez drzwi słyszałam kłótnię chłopaków. Mogli się nawet pozabijać, nie obchodziło mnie to. Znalazłam najbliższą łazienkę (a biorąc pod uwagę fakt, iż Wschód to Zachód na opak, zajęło to trochę czasu), a następnie przyjrzałam się odbiciu w lustrze. Plaster nie był wielki, może Antonio wbił tylko jeden kieł? Albo są niezwykle blisko siebie. Nie widziałam ich na żywo, mogłam tylko sobie wyobrazić dwa długie, ostro zakończone zęby. Tak jak w filmach.
     Zegar wskazywał jedenastą. Mogłam spokojnie wyjść i powoli udać się do domu, potem zaś sprzedać mamie historyjkę o bólu brzucha albo innych temu podobnych objawach. Opuściłam Wschód ze słuchawkami w uszach.

 ***

     Prawa, lewa. Prawa, lewa. Prawa, lewa.
     W Ash Dale wszędzie było daleko. Nogi właziły mi, za przeproszeniem, w dupę. Najchętniej usiadłabym na środku ulicy albo poboczu i poczekała, aż ktoś raczy mnie podwieźć. Teraz jednak wiara w mieszkających tu ludzi nieco osłabła, bałam się, jakie mogą mieć zamiary.
     Nagle przede mną zatrzymał się samochód. Czarne, niczym nie wyróżniające się wśród reszty auto. Wysiadła z niego dziewczyna w szkolnym stroju, mogła być co najwyżej rok starsza ode mnie. Miała jasne włosy i niezwykle delikatne, wręcz dziecięce rysy twarzy; jakby jej starzenie zatrzymało się nagle i nie miało zamiaru choćby drgnąć. Srebrne kółeczka połyskiwały w uszach dziewczyny, wytuszowane idealnie rzęsy co chwila chyliły się ku dołowi. Nawet mruganie w jej wykonaniu wyglądało świetnie.
     Oto i siostra Juliana - Veronica. Niechże szczęście ma w opiece nieszczęśnika, który nie przyjmie pomocy tej panny. Miała bzika na punkcie pomagania innym, dlatego jako jedyna trzecioklasistka licealnej części wciąż utrzymywała posadę Siostry. Trochę się jej bałam.
     - Romi! - zaświergotała radośnie, obejmując mnie i całując w oba policzki. - Nie sądziłam, że cię tu znajdę. Co porabiasz?
     - Usiłuję wrócić do domu - przyznałam szczerze, wzruszając ramionami.
     - Jadę właśnie w kierunku Zachodu, podrzucę cię, wsiadaj.
     Przyjąć propozycję czy zginąć? Pierwsza opcja wydała się bardziej optymistyczna. Przełknęłam ślinę i usiadłam na miejscu pasażera, zapinając pasy. Wbiłam wzrok w przednią szybę, a paznokcie w uda. Wiedziałam, że pozostawię czerwone ślady, jednak pomagało mi się to odprężyć.
     Gdy dziewczyna nacisnęła pedał gazu, poczułam coś znajomego w nagłym poruszeniu samochodu. Jakbym skądś znała ten schemat. Najpierw gwałtowność, a następnie średnie obroty silnika, by mógł się rozgrzać. Veronica prowadziła ostrożnie, ale jednocześnie ostro, przez co nie wiedziałam, czy się bać, czy spokojnie siedzieć i czekać końca trasy.
     - Jak tam twój brat? - zapytała. - Podoba mu się we Wschodzie?
     - Chyba tak - odparłam zgodnie z prawdą. Nie orientowałam się, czy Danielowi odpowiada nowa szkoła, ale wyglądał na szczęśliwego. - Choć wolałabym go mieć przy sobie, cieszę się jego szczęściem.
     Przez chwilę zdawało mi się, że Veronica rzuciła krótkie „akurat”. Ale nie, to do niej nie pasowało, więc od razu skreśliłam tę możliwość. Zapewne świst wiatru przypominał to słowo.
     Nim się zorientowałam, że nie jedziemy w stronę zachodnią, byliśmy dawno na obrzeżach miasta. Widać stąd było rozległe lasy zewsząd otaczające Ash Dale. Niebo przybrało odcień czystego błękitu, dostrzegłam przez szyby auta ani jednej chmurki.
     Nie wiedziałam, gdzie się znajdujemy. Nikt nie przyprowadzał mnie w to miejsce; krążyły plotki, że w lasach mieszkają driady i lepiej uważać, ponieważ zmuszają ludzi do strasznych rzeczy. Sama osobiście w to nie wierzyłam aż do wczoraj, więc zdziwiłam się niemało, dostrzegając w oddali małą, drewnianą chatkę. Została ukryta wśród drzew, a że pomalowano ją na odcienie zieleni i brązu, idealnie maskowała się na leśnym tle.
     Veronica wysiadła z samochodu, zrobiłam to samo, zachowując ostrożność. Niestety, w ciągu chwili znalazła się za mną i jednym, zwinnym ruchem związała z tyłu moje ręce.
     - Ej, co ty robisz?! - Próbowałam się cofnąć, lecz okazała się zbyt silna. Czyżby zmiennokształtne geny? - Puszczaj mnie! - Szarpanie nie przynosiło żadnych rezultatów. Byłam skończona.
     - Zamknij się, bo będę zmuszony cię zakneblować - odpowiedziała krótko. Tyle że nie pasowała mi w tej wypowiedzi męska forma. Nijak nie wiedziałam, co się dzieje. - Chodź.
     Pociągnęła mnie w stronę lasu, a potem głębiej i głębiej, aż dotarłyśmy do domku. Zaczęłam się wydzierać, wołając o pomoc. Niestety, skończyło się na zakryciu moich ust dłonią dziewczyny.
     Na schodkach siedział nie kto inny jak... Valentine. Palił papierosa i co chwilę wypuszczał z ust kłęby śmierdzącego, szarego dymu. Wyglądał na zadowolonego z rozwoju sytuacji, w jego oczach dostrzegłam tryumf. Tak, z całą pewnością mogłam stwierdzić, iż całe zamieszanie to jego sprawka.
     Nie chciałam pozostawać w zamknięciu, bez bliskich, bez muzyki, bez uspokajającego głosu Carmen. Tak bardzo pragnęłam, by mnie teraz przytuliła i powiedziała, że wszystko będzie dobrze, że to tylko zabawa i zaraz mnie wypuszczą. Łzy już drugi raz napłynęły mi do oczu, ograniczając widoczność. Zamknęłam je, by nie musieć oglądać tego wszystkiego. Nawet gdy Veronica zwolniła rękę, słowem się nie odezwałam. Nie pozwalała mi na to duma. I strach.
     - Ktoś ją ugryzł - stwierdził starszy Young, podnosząc się i dotykając miejsca z plastrem na szyi.
     - Wychodziła od Antonia...
     - Jak ten głupek śmiał ją tknąć?! - Furia w jego głosie sprawiła, że chciałam się cofnąć. Bałam się, że mnie uderzy. - Ale już dobrze - dodał delikatniej, gładząc palcem mój policzek. - Zaprowadź ją do domu, Danielu.
     Daniel. Tylko Daniel rozpoczynał jazdę tak gwałtownie, nie zważając na nikogo w aucie. Tylko on byłby w stanie mnie przytrzymać, nawet zmiennokształtna nie dałaby rady. Tyle że w takim wypadku mój brat wygląda jak dziewczyna. Jak siostra Juliana. Więc albo potrafił rzucać uroki, albo zmieniać się w innych. Istniała jeszcze trzecia opcja. Był człowiekiem i Valentine go zaczarował. Daniel nigdy nie zrobiłby mi krzywdy.
     To coś (bo nie mogłam tego nazwać ani Danielem, ani Veronicką) pociągnęło mnie w stronę domku. Wewnątrz śmierdziało spleśniałym drewnem oraz brudną wodą. Tapetę, niegdyś białą, pokrywała gruba warstwa kurzu. Kichnęłam trzy razy pod rząd, po czym pokręciłam głową jak pies, rozrzucając wokół włosy.
     - Możesz przestać? - Głos nie był zadowolony z zaistniałej sytuacji. - Zachowuj się.
     Zostałam posadzona na brudnym fotelu. Ogarniający mnie ze wszystkich stron smród wywoływał ból głowy, starałam się oddychać jak najrzadziej, byleby zachować przytomność umysłu. Gdybym zemdlała, nic by to nie dało, tym bardziej, że jakoś musiałam uciec. Najważniejszy był plan, a aby go wymyślić, musiałabym nieźle pogłówkować. Nawet nie znałam tej okolicy!
     - Idź się przebrać - rzucił Valentine, wchodząc do pokoju. Victorio-Daniel wyszedł tak szybko, jakby musiał wykonywać każdy rozkaz. - Widzisz, Romi, zawsze dostawałem to, co chciałem. Mojej dobrej passy nie może zniszczyć ludzka dziewczyna.
     - To idiotyzm. - Prychnęłam, odrzucając grzywkę na bok. - Po co ci jestem potrzebna? W czym ci zagrażam?
     - Niczego nie rozumiesz. Odkąd zobaczyłem cię tego dnia w zaułku, zapragnąłem, byś była taka jak ja - wiecznie młoda i nieśmiertelna. Byś spędziła ten czas ze mną. - Podszedł do brudnego okna i przetarł je rękawem ciemnej bluzki. - To nie jest miłość, raczej pożądanie, więc nie musisz darzyć mnie uczuciem. Wystarczy, że przysięgniesz, iż zostaniesz u mego boku do końca. Ale musisz wyrazić zgodę na zmianę w nieśmiertelną.
     - Prędzej świnie zaczną latać.
     - Tak się składa, że mogę sprawić, by latały. - Zaśmiał się. Po prostu się zaśmiał, jakgdybyśmy spotkali się na popołudniowej herbatce. - Romi, nie bądź uparta. Możesz kochać tego nędznego człowieka, on może kochać ciebie, po prostu kontakt pomiędzy wami urwie się. Oboje bylibyście szczęśliwi, żylibyście własnym życiem... - Westchnął ciężko, krzyżując ręce na piersi. - Przyciągnąłem do Ash Dale twoich rodziców, by odległość między wami wzrosła. Myślałem, że przestaniecie ze sobą gadać. A tymczasem on tu przyjechał! - Uderzył pięścią w ścianę, napinając mięśnie.
     - Czas nauczyć się przegrywać, nie uważasz? Przetrzymuj mnie tu, próbuj wszelkich sztuczek: nie uda ci się. Gdybym była niestała w uczuciach, zapewne zakochałabym się w Nicku oraz Julianie.
     - To geje, jak ty to sobie wyobrażasz?
     - Normalnie, uczucie nieodwzajemnione.
     Najwyraźniej Valentine nie rozumiał mojego punktu widzenia. Zacisnął wargi i wyszedł z pokoju, zostawiając samą, wciąż jednak czułam na sobie wzrok obcych oczu.
     Czy ja właśnie zostałam porwana?

12 komentarzy:

  1. Może jest coś ze mną nie tak, ale ja bym poszła z Valentine'm, on jest taaaki uroczy! Tak, zdecydowanie jest ze mną coś nie tak. Jakoś na początku już mnie urzekł ;d

    Venide

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha xD
      Facet Cię zabiera z Twojego miasta, a Ty nic sobie z tego nie robisz? Nie sądziłam, Venuś, żeś lubisz takie przygody!

      Usuń
    2. To jest nas dwie bo ja też uważam, że on jest urooczy i słodki :3

      Clary

      Usuń
    3. Nie sądziłam, że komuś przypadnie do gustu Valentine, aczkolwiek niezmiernie mnie to cieszy xD

      Usuń
    4. Mnie przypadł do gustu, ale.. porwać dziewczynę.
      Gratulucje pomysłu!
      Panie Valentine, czyżbyś tworzył własną armię, syn Ateny chce się przyłączyć!
      Na prawdę to:
      1. Po co Romi ma być nieśmiertelna?
      2. Skoro się nie zakochał, to na co mu śmiertelniczka( może chodzi o czrną magię)
      3. Facet ma niezłego bzika, skoro przez długi czas obserwuje dziewczynę i myśli że nie będzie próbować walczyć, uciec.
      4.Seria jest świetna, aczkolwiek jest inna niż się spodziewałem. Pozostawia to, pewien lekki niedosyt, tak jakbym zjadł dobre żarcie, ale tego żarcia by było za mało, po prostu muszę tego jeszcze trochę.... TAK TRZYMAĆ ELKA!
      ....................Twój władca, powyżej podpisany

      Usuń
    5. Wszystko będzie wyjaśnione, to dopiero początek "przygody" Romi~
      Skoro pozostawia niedosyt, to chyba dobrze, prawda? Gdy jesteśmy syci, nie sięgamy po więcej, a akcja w Normalnej dopiero się rozkręca ;)

      Usuń
  2. Uuu! Coraz więcej akcji :)
    I ciekawe co teraz. Nasuwa mi się pytanie " Po co on porwał tą biedną Romi i co zamierza z nią zrobić?". Mam nadzieję, że w następnym rozdziale uchylisz rąbka tajemnicy ^^
    Tymczasem weny :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Porwał ją, by mu zrobiła ciasteczka... ;; A Wy się doszukujecie czegoá głębszego, phi! Cóż, prawdę mówiąc, też mam nadzieję się tego dowiedzieć xD

      Usuń
  3. ZA-JE-BI-STE po prostu.. przeczytałam wszystko, że tak powiem na jednym wdechu i chcę więcej!! piszesz naprawdę cudownie, czuję się jakbym czytała jakiś super bestseller :D możesz mnie informować o nowym rozdziale?? jest taka opcja? jeśli tak to to jest mój twitter"@ihateeemyself i gg; 11165694.. TO JEST PO PROSTU CUDOWNE :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się spodobało! Nie sądziłam, że przy 15 rozdziale pojawi się ktoś, kto przeczyta wszystko od początku xD" Jak pojawi się nowy rozdział, poinformuję Cię, oczywiście ^.^

      Usuń
  4. Co to za szablon :C Tamten był ładniejszy :C Zmieniaj natychmiast :C
    Nie no, sam szablon nie jest taki zły, ale nagłówek... Grrr. Zdecydowanie za duży. Gdyby był mniejszy, to by mi się podobał :C
    No ale co ma piernik (szablon) do wiatraka (rozdziału). Nyc. Soooł... No mi się podobało. I to bardzo. Ten rozdział jest moim faworytem. Najciekawszy ze wszystkich. Dużo akcji. <3 Ty to wiesz jak Mystery uszczęśliwić. No i wydaje mi się, że ten rozdział był takim punktem kulminacyjnym. Coś czuję, że w miarę spokojne życie Romi się skończyło, a to dla czytelników informacja wręcz wspaniała. Wcześniej byłam bardzo ciekawa dalszych wydarzeń i czekałam na następne notki, ale teraz dosłownie PĘKAM z ciekawości i zniecierpliwienia.
    Dziewczyny wyżej są dziwne. Przecie Valentine to taki gościu, którego nie da się lubić. On głupi jest. :C
    Niech z Danielem wszystko będzie dobrze, plooooosę *robi słodkie oczy, niczym kot ze Shreka*
    "Krew na śniadanie". Mniam. ;3 xd
    Złóż Ani spóźnione życzenia urodzinowe ode mnie ;D
    Pozdrawiam!
    PS Tak naprawdę, to ten szablon jest całkiem ładny :C

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do szablonu - nie pasowałby do drugiego opowiadania, a ten idealnie pasuje do Ash Dale. Kto wie, może się jeszcze zmieni. Co do rozdziału - zgodzę się z Tobą, jeden z najlepszych xd Co do Valentine'a - chłopak jest przystojny, ale ma problemy z głową ;c

      Usuń