poniedziałek, 23 grudnia 2013

Rozdział X

Witam, witam~! Co tam u Was, moi mili? Święta idą, co? Miałam dodać rozdział dopiero jutro, ale stwierdziłam, iż zapewne dopiero po kolacji dopcham się do komputera, a przecież wszyscy siedzą wtedy przy wigilijnych stołach, nie zastanawiają się, czy młoda i dość dziwna bloggerka dodała rozdział xDDD Tak więc jest już dziś i tym, którzy go przeczytają, chwała i cześć! Albowiem możecie przyjąć ode mnie życzenia.
Jestem tu od końca sierpnia. Muszę Wam powiedzieć, iż jest to jedno z niewielu opowiadań, które piszę z prawdziwą radością, ponieważ wiem, że ktoś czeka i zagląda tu, aby dowiedzieć się, czy dodałam coś nowego. W końcu kim byłby pisarz bez czytelników, prawda? Wiem, do pisarki mi jeszcze daleko, jestem dzieckiem i o wielu sprawach nawet nie mam pojęcia, jednakże kiedy wchodzę i widzę komentarz, ciesze się. I to bardzo. Ktoś marnował swój cenny czas, poświęcił go i oddał się lekturze Normalnej. To naprawdę wspaniałe. 
Dlatego pragnę Wam wszystkim podziękować - tym, którzy wchodzą i czytają, ale nie dają po sobie znaku życia. Ej, ja nie gryzę, odezwijcie się! Tym, którzy wyrażają swoje zdanie, ponieważ to oni motywują mnie do dalszego pisania. A mam jeszcze wiele do przedstawienia, w końcu żadna z tajemnic Ash Dale nie została odkryta, prawda? Dziękuję Wam, naprawdę. Jesteście wspaniali.
Jeśli dotrwałaś/eś aż tu, do końca tego długiego wywodu, życzę Ci wesołych i spokojnych Świąt Bożego Narodzenia. Niech choinka w Twoim domu zalśni niezliczoną ilością świecidełek, niech zapachy wigilijnych potraw wypełnią całe mieszkanie. Wszystkiego, wszystkiego najlepszego! 



Rozdział Dziesiąty - Bądź kim chcesz


     Nauczycielka, pani Bower, otworzyła salę. Wszyscy zajęli miejsca na ustawionych po kole krzesłach. Znów znalazłam się pomiędzy Julianem a Nickiem, co trochę mnie denerwowało. Ale cóż, znałam tu tylko tę dwójkę, do tego w niewielkim stopniu. Jakoś musiałam sobie radzić.
     Jasnowłosa, lekko puszysta nauczycielka usiadła na wolnym miejscu, po czym sprawdziła listę. Co dziwne, nie wyczytywała prawdziwych imion zebranych. Przy Julianie powiedziała Chris, przy Nicku Wladimir... Przy mnie się zatrzymała, zmierzyła wzrokiem bystrych, brązowych oczu, a następnie uśmiechnęła się.
     - Tutaj nie istnieje ograniczenie, mówiące kim jesteś, panienko - oświadczyła. - Ba, możesz nawet być chłopcem, jeśli wolisz. Bądź, kim chcesz: bogatym szlachcicem, biedną wieśniaczką. Wybór należy do ciebie. Przedstaw się.
     Przedstawić się i jednocześnie powalić wszystkich na kolana? Trudne wyzwanie, prawie niewykonalne. Prawie. Co prawda moje zdolności aktorskie znajdowały się na dość niskim poziomie, lecz wyobraźnia aż się rwała do działania. Wstałam z krzesła.
     - Zanim się wam, moi drodzy, przedstawię - zaczęłam, wychodząc poza koło - chciałabym zdradzić kilka faktów ze swojego nic nie znaczącego życia. Każde jest takie samo: i tak kończy się śmiercią. - Usiadłam na blacie ławki, uśmiechając się delikatnie.
     - Chwila, chwila! - Nick wstał i również odszedł od tłumu. - Gdzież twa kultura? Imię to w końcu podstawa znajomości!
     - Po cóż mam je zdradzać, skoro i tak je znacie? - Co ten chłopak wyprawiał? Nie wiem, ale najwyraźniej wszystkim się podobało wtrącenie chłopaka. - Zwą mnie Bezimienna.
     - Ale jak to? Przecież każdy ma jakieś imię - doszedł mnie od grupy szept.
     - Ano, ma. - Zeskoczyłam ze stolika. - Jednak jestem wyjątkiem. Moja matka umarła przy porodzie, a konając nie zdradziła ni imienia dziecka, ni swego nazwiska. Położne nie chciały wybierać same, bo się bały. Ochrzczono mnie jako Bezimienną Śmierć. - Przygryzłam polowi wargę. - Lecz wołają Ina.
     - Łżesz! - Tym razem to Julian wstał z krzesła. Naprawdę tak bardzo chcieli mnie przybić do muru? - Żaden ksiądz nie ochrzciłby tak dziecka.
     - A kto powiedział, że chrztu udzielił mi ksiądz, chłopcze? - Podeszłam do niego i uniosłam wysoko podbródek. Nauczycielka zdawała się być zadowolona. Ciągniemy to dalej. - Istniało prawdopodobieństwo, iż umrę, więc ochrzciła mnie położna. - Wzruszyłam ramionami. - Kiedy skończyłam pięć lat, uciekłam od zakonnic, którym zostałam oddana. Zaszyłam się w lesie, po paru dniach pojawiła się mieszkanka tego miejsca i zabrała do siebie. Zachowywała się jak matka, jednak ja nigdy nie postrzegałam tej kobiety w ten sposób. Była tylko kimś, kto dawał jedzenie oraz zapewniał opiekę, nie oczekując zapłaty.
     - Ani krzty wdzięczności? - oburzył się Julian. - Niebywałe. Takie pannice jak ty powinny zawisnąć na sznurze.
     - A kimże ty panie jesteś, żeby mnie pouczać? - Obeszłam go dookoła, zachowując się jak wychowana w lesie dziewczyna, tropiąca zwierzę. Dostaną za to, że wykopali ten dół, pomyślałam. Sami w niego wpadną.
     - Chris Christopher Howrich, dżentelmen, a także arystokrata, aktualnie istota nieśmiertelna, czyli wampir - przedstawił się, jakby z przyzwyczajenia wykonując delikatny ukłon.
     - I jeszcze masz czelność wypominać mi moją wdzięczność, krwiopijco?! - Zacisnęłam dłonie w pięści, przybierając morderczy wyraz twarzy. W śodku śmiałam się jak nigdy dotąd. - Powinnam przebić cię kołkiem albo spalić żywcem, zanim wgryziesz mi się w szyję, jednak dla tamtego - kiwnęłam głową w stronę Nicka - byłoby to zbyt przerażające.
     - Dla Wladimira? - Jasnowłosy uniósł brew. - Panienko, ten mężczyzna zabił więcej ludzi, niż ja litrów ludzkiej krwi pochłonąłem! To Rosjanin, raz miał nawet ochotę odciąć łeb i mnie, jednak w porę się opamiętał.
     Machnęłam ręką, odwracając się do niego plecami. Koniec przedstawienia, to lekka przesada ciągnąć głupią grę w nieskończoność.
     - Idź precz, wampirze, znaj mą litość - oznajmiłam, podchodząc do swojego krzesła. - Ale pamiętaj, jeszcze raz zaczniesz oceniać mą osobę i biadolić, jak powinnam zginąć, sam zawiśniesz na sznurze. - Skończywszy, usiadłam na krześle, potem także i chłopcy zajęli miejsca.
     Wszyscy zaczęli bić brawo, nawet pani Bower, choć jednocześnie uśmiechała się jak psychopatka i miałam ochotę uciec jak najdalej albo zejść kobiecinie z oczu. Tymczasem zajmowałam miejsce naprzeciw niej, kuląc się i starając się być jeszcze mniejszą niż w rzeczywistości. A niech szlag trafi zajęcia teatralne, nie nadaję się!
     - Poszło ci całkiem nieźle jak na pierwszy raz, Ina - powiedziała nauczycielka, gdy w klasie zapadła cisza. Prawie grobowa. Wpadnę w dół wykopany przez chłopaków czy wydostanę się na zewnątrz? - Mało kto pierwszego dnia nie wyszedłby z roli podczas improwizacji. Do tego grając z tak utalentowanymi aktorami. Muszą cię lubić, dali ci fory.
     Sięgnęła po długopis i zaczęła coś pisać. Słyszałam szumienie w grzejnikach. Zerkałam to na Juliana, to na Nicka, oczekując choćby pocieszającego uśmiechu.
     Zostałam zbesztana przez panią Bower czy pochwalona? Nie rozumiałam tej kobiety, co nieco rozbijało mój tok myślenia. Pierwszy dzień i już czułam się jak puzzle bez kilku elementów albo przez przypadek strącona szklana kula, a następnie sklejona tanim, beznadziejnym klejem. Tak po prostu, z sentymentu, bo taka ozdoba nie cieszyła oka. Mogłabym porównać siebie do pomazanej kartki, plączącej się gdzieś pomiędzy kartkami podręcznika do matematyki, gdyż uczeń z nudów rysował jednorożce. Pomięta, pozaginana, lecz wciąż cała.
     Beznadzieja, chcę do domu.

***

     - I jak się podobało? - Nick był w wyśmienitym humorze, gdy szliśmy na piętro trzecich klas po dziewięćdziesięciu minutach męczarni grą aktorską.
     Wspaniałomyślna pani Bower postanowiła zrobić z nas zwierzęta. Chłopcy mieli udawać myszy, dziewczyny koty i zabawić się w polowanie. To było straszne. Nie dość, iż uganiałam się na czworaka za kimś wyższym, to jeszcze inne dziewczyny próbowały odebrać mi wszystkie zdobycze. Uwierzcie, zabawa w chowanego po ciemku nie przynosi nic dobrego, zwłaszcza, jeśli suwasz nogami po ziemi.
     - Zamierzam dziś w nocy poderżnąć tej cholernej babie gardło - odpowiedziałam z uśmiechem, mrugając powoli.
     - Przywykniesz, potrzebujesz tylko trochę czasu - poklepał mnie w plecy w przyjaznym geście.
Miałam ochotę dać mu w zęby. Mimo że byłam niska i według wszystkich wokół niezwykle milutka, potrafiłam zajść za skórę. I przywalić. Zwłaszcza chłopcom.
     Matematyki uczył nas facet. Miły, starszy pan o ciemnych włosach i zielonych oczach. Powoli i dokładnie tłumaczył wszystkie przykłady. O dziwo, przerabiałam już owy temat, więc mogłam wykazać się dodatkową wiedzą. Skończyło się jednak na tym, że siedziałam cicho, ponieważ nikt z zebranych nie rozumiał rozwiązywanych przykładów. A poczciwy nauczyciel tłumaczył sto razy to samo. Dobrze, iż usiadłam przy oknie.
     Następnymi zajęciami były dwie godziny angielskiego. Naprawdę wygórowałam sobie zdanie o tej szkole. Myślałam, że nauczy mnie czegoś nowego na początku. Nauczycielka rozwodziła się po raz tysięczny nad słowami pisarza, którego nawet nie kojarzyłam. Zapewne obcokrajowiec, brak pamięci do obcych nazwisk odziedziczyć musiałam po biologicznych rodzicach. Łatwo mi się z tym nie żyło, tym bardziej, że trafiłam do klasy mieszanej. Uczęszczała do niej Japonka, Innuit, Rosjanin, Polak, Koreańczyk i chyba Holender. Wszyscy płynnie posługiwali się angielskim, lecz niekiedy go kaleczyli. W skrócie: nawet udawanie Bezimiennej Śmierci okazało wydawało się ciekawsze. A potem było jeszcze gorzej!
     Jako że znałam stąd tylko Nicka, bo przyczepił się jak rzep do psiego ogona, usiadłam za nim. Nie zwracałam uwagi na nikogo, za to zauważałam ukradkowe spojrzenia w moją stronę. W środku lekcji do klasy weszła dziewczyna, z którą przyszło mi się poznać pierwszego dnia po przybyciu do Ash Dale. Oskarżyła wtedy Nicka o zaklepywanie przed upływem danego czasu. Potem zemdlałam.
     Dziewczyna nawet w mundurku wyglądała rewelacyjnie. Jej długie, kasztanowe włosy spływały lokami na ramiona, tworząc wspaniałą kompozycję. Do tego śliczny uśmiech. Nawet nauczycielka wybaczyła Ruth spóźnienie, upominając o ponowne stawienie się na czas. Wtedy poznałam jej nazwisko. Ruth Wolf. Kolejny zwierzak do kolekcji. Jeszcze trochę i można zoo zakładać. Byleby mieć fundusze.
     A więc Ruth przeprosiła nauczycielkę i zaczęła szukać wolnego miejsca. Spojrzała z uwielbieniem na Nicka, po czym z lekką odrazą na mnie. Czy wyglądałam jak robak? Zdawało mi się, że nie, ale co ja wiem? Jestem tylko najzwyklejszą, nową uczennicą, którą powinno się upokorzyć i zrównać z ziemią pierwszego dnia.
     - To moje miejsce - rzuciła do dryblastej dziewczyny, siedzącej przed Nicodemusem, mrużąc oczy. Tamta jak oparzona podniosła się z krzesła i odeszła na tył.
     Zapowiadał się długi dzień.

7 komentarzy:

  1. Przepraszam, że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału, ale moje lenistwo osiągnęło jeden z najwyższych lvl. Muszę jednak przyznać, że zarówno ten, jaki i poprzedni, jest wspaniały. Piękny, cudny, fantastyczny *....* Uwielbiam Twoje opowiadanie!
    Znalazła, jedną literówkę (a ja nawet w krótkiej notce potrafię popełnić ich ze sto), ale poza tym, żadnych błędów. :D
    Życzę Ci wesołych świąt ubogaconych przez wymarzone prezenty i szczęśliwego nowego roku, w którym spełnisz wszystkie swoje postanowienia (jeśli tak owe masz, rzecz jasna).
    Życzę Ci również spełnienia marzeń i wielkiej weny!
    Pozdrawiam, Corlette

    PS: Z niecierpliwością czekam na cdn! Chciałabym się dowiedzieć, jakie magiczne stwory wystąpią w Twoim opowiadaniu, bo domyślam się, że będą to wampiry, wilkołaki lub/i czarownicy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam za tą zwłokę, ale moja rodzina uświadomiła sobie, że zbyt dużo czasu spędzam przed internetem, więc dopiero dziś wpadłam na chwilkę :)
    Rozdział jak zwykle fantastyczny! Przypadły mi do gustu zajęcia artystyczne i Ruth - w tym sensie, że jest to tajemnicza ( jak na razie xD ) postać .. I ta cała mieszanka nazwisk. Odkąd napisałaś Julian Fox zastanawiałam się czy aby on nie będzie lisem, no bo w końcu to tematyka fantasty... To dopiero 10 rozdział, a żadna z tajemnic nie jest nawet napoczęta, więc muszę wyrobić w sobie cechę cierpliwości, bo inaczej nie doczekam końca i będę snuć swoje domysły, które są niedorzeczne.
    W tekście jest parę błędów np. literówki i styl, ale poza tym rewelacja :3
    Jeśli to czytasz i jest to masło maślane to się nie przejmuj, ja zawsze tak mam przy dłuższych wypowiedziach.
    Kończąc chciałam dodać, że życzę ci weny, udanych Świąt ( trochę spóźnione, ale są x)), Szczęśliwego Nowego Roku i czasu.
    PS. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Mam nadzieję, że pojawi się jeszcze w tym miesiącu :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Znowu spóźniona, ale jestem! c;
    Rozdział. Bardzo fajny. Ano tak. Bo kurczę straszliwie mi się spodobał.
    Kiedy Romi przedstawiała się pani Bower, myślałam, że padnę. Po pierwsze: ze śmiechu. Po drugie: z zazdrości. Tak ładnie opisałaś tę akcję, że mi szczena opadła. Dosłownie. I ta właśnie akcja jest moim faworytem wśród pozostałych w tym rozdziale. Przyćmiła resztę.
    A Ruth jest strasznie dziwną postacią. Nie mogę jej ogarnąć, że się tak wyrażę. ;D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo, ale to bardzo podobała mi się scena z Romim i panią Bower-ukłon w twoją stronę.
    Postać Ruth nie przeczę strasznie mnie intryguje. Mam nadzieję, że szybko dodasz coś nowego. Zapraszam do siebie panstwo-smierci.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Super piszesz i bardzo dobre pomysły masz:) Komentuje ten rozdział dla tego, bo dopiero dziś zaczęłam czytać to opowiadanie, ale powiem, że nie mogę się doczekać następnego rozdziału napisanego przez Ciebie ;) Wszystkiego Najlepszego w nowym roku Ci, życzę byś nadal miała wenę twórczą i spełniły się wszystkie Twoje marzenia ;)) Pozdrawiam :**

    OdpowiedzUsuń
  6. Miałam już dawno dodać komentarz, bo obiecałam, że skomentuje (adminka Liss, ze strony Czytam książki...), ale ostatnimi czasy jakoś o tym zapomniałam, ale na szczęście sobie przypomniałam, więc teraz to robię :) Musze przyznać, że bardzo podoba mi się historia przez Ciebie stworzona! Z każdym nowym rozdziałem śledzę tę opowieść z coraz większym zainteresowaniem :D Ale może od początku :) Bardzo podoba mi się kreacja postaci Romi, chyba nie da się jej nie lubić, w sumie tak jak pozostałych bohaterów, no może oprócz Ruth, ale ją można pominąć xD
    Cały pomysł na opowiadanie jest świetny :D Czekam aż Romi dowie się czegoś więcej o swoim pochodzeniu, chciałabym, aby poznała swoich rodziców, albo gdzieś tam na ulicy spotkała ojca, byłoby cudownie <3 Prawie zapomniałam napisać, że świetnie piszesz, bardzo obrazowo i przyjemnie dla oka :3
    A co do tego rozdziału, przedstawianie się Romi rozbawiło mnie i byłoby ciekawie jakbyśmy w szkołach mogli się tak przedstawiać, poruszyło to by naszą wyobraźnie :3
    Wnioskuje, że pojawienie się Ruth niesie kłopoty, więc nie mogę się już doczekać nowego rozdziału :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wspaniale piszesz! Przeczytałam tylko ten jeden rozdział, jestem za to pewna że następnym razem przelecę od deski do deski! Niesamowity pomysł i doskonałe wykonanie. Trzymaj tak dalej!
    Ja dopiero z blogowaniem się oswajam, tyle tylko że nie piszę opowiadań, tak jak Ty.
    Keep it up!

    OdpowiedzUsuń