niedziela, 1 grudnia 2013

Rozdział VIII


Witam pierwszego grudnia~! Nadal nie ma u mnie śniegu, przez co nie jestem w humorze ;c Za to wygrałam parę ciuszków w Słodkim Flircie, więc jest okej.
Poproszono mnie o wcześniejsze dodanie dłuższego rozdziału, tak więc jestem.
Blog istnieje od 31 sierpnia, czaicie? To chyba najdłuższe opowiadanie, jakie do tej pory przyszło mi pisać na blogu xD
Ej, czytelnicy, piętnaścioro zaznaczyło, że czytacie, więc gdzie się podziewacie? Czekam na wasz głos~!
A teraz już nie przedłużam i zapraszam do czytania. Wyłapujcie błędy, literówki i wszystko, co wam nie odpowiada :3


Rozdział Ósmy – Zachód w pełnej krasie


     Nigdy nie widziałam czegoś tak pięknego. Zdobienia w oknach, płaskorzeźby na ścianach. Ta szkoła wyglądała jak istne dzieło sztuki. Ileż czasu, cierpliwości włożyli ludzie w tworzenie tego budynku. Biel przeplatała się ze srebrem oraz złotem, usteczka małych aniołków uśmiechały się radośnie. Zachodnie Liceum przypominało mi katedry, które oglądałam na zdjęciach w podręczniku do plastyki. Zawsze go przeglądałam, kiedy nauczycielka opowiadała o artystach.
     Na schodach siedziała dziewczyna. Zauważyłam ją dopiero wtedy, gdy przeniosłam wzrok na ogromne, wyciosane z lipowego - a przynajmniej tak mi się wydawało - drewna. Czytała książkę, całkiem zapominając o świecie. Tylko przerzucała co chwilę kartki. Jasne włosy przeplatane fioletowymi pasemkami miała związane w koński ogon sięgający bioder.
     Julian ruszył w jej stronę. Kiedy stanęliśmy przed nią, a ta podniosła wzrok, spostrzegłam, że czytała mangę. Rysunkowe postacie zerkały na dziewczynę z czystobiałych stronnic. Ta zaś przyglądała się nam szaro-złotymi oczami, wyglądającymi zza grubych szkieł okularów.
     - Larissa! - Blondyn przybił jej piątkę. - Znowu pod szkołą, co? Z czego masz korki?
     - Z matmy. Rick ma zaraz przyjść. Ale to nieładnie ignorować trzecią osobę - powiedziała, wyciągając dłoń w moją stronę. - Larissa Owen, uczennica Zachodniego Gimnazjum.
     - Romilia Turtle, nowa. - Uścisnęłam jej rękę, uśmiechając się.
     - Tak myślałam. Julian rzadko miewa gości w postaci dziewcząt - zaśmiała się, zamykając mangę. - Nie, nie jest gejem - ostrzegła, nim zaczęłam wyciągać pochopne wnioski. - Po prostu woli samotność, tak jak ja.
     - Dobrana z nas para - dodał Julian, siadając obok Larissy. - Ale ta zaś nie leci na chłopców. To straszne, nie uważasz?
     - Ej, nie tak bezpośrednio. Jeszcze dziewczynie mózg wyparuje od nadmiaru informacji.
     - Wierzę w Romi, spokojnie. Nie jest idiotką. Chyba.
     - Riss! - Kolejny nieznany mi głos, lekko zdyszany, dobiegł zza moich pleców. Odwróciłam głowę i ujrzałam rudowłosego chłopca w czapce z daszkiem. Słońce przygrzewało naprawdę mocno. - Przepraszam za spóźnienie. - Oparł dłonie o kolana, zginając się w pół. - Moja mama zgubiła gdzieś klucz i musieliśmy go znaleźć.
     - Spokojnie. Kto mi będzie dawał korepetycje, jak ciebie zabraknie? - Larissa wstała i otrzepała tył spodni. Mierzyła ponad metr siedemdziesiąt, dorównywała wzrostem Julianowi.
     Znów poczułam się obca. W Ash Dale wzrost najwyraźniej był dziedziczny, a ja nie pochodziłam stąd. Czułam się jak mrówka wśród ludzi - każdy mógł mnie zdeptać i iść dalej, nie zawracając sobie głowy niewielkim owadem. Przeszedł mnie dreszcz. Może o to chodziło Rozz - demony wzrostem? Tylko ciekawe jak jakiś kamyk miałby mnie ochronić?
     - Rick, to Romilia. - Głos Juliana przywrócił mój umysł do rzeczywistości: nie ma jak pływać w morzu mrówczej krwi!
     - Turtle, Red Dolls, trzecia... D, jeśli ma pamięć nie zawodzi. - Chłopak uśmiechnął się. Miał niesamowite, ciemnoniebieskie oczy. Jak niebo tuż przed wschodem albo morze podczas zachmurzonego, wietrznego dnia. Niebieska bluzka z jakimś cytatem w nieznanym mi języku podkreślała kolor. - Rick Duck, jeden z braci, tylko tej licealnej części.
     - W takim razie chyba nie muszę się przedstawiać - rzekłam, chowając ręce za plecami. - Miło mi.
     - Jul, jednak wypełniasz swoje obowiązki! - Ciemnowłosy spojrzał na blondyna i poklepał go po ramieniu. - Widzisz? Nie zjadła cię. - Zarumieniłam się nieco. Czyżby chłopak wstydził się spotkania ze mną? Zadziwiające, biorąc pod uwagę jego zachowanie. - Chcesz już dziś zobaczyć szkołę, Romilio?
     - Romi - poprawiłam. - Mów mi Romi. - Nienawidziłam całego imienia. Zdrobnienie brzmiało lepiej. - Z wielką chęcią ją obejrzę!
     Ciekawe, jak bardzo widać było moje szczęście i podekscytowanie. Nie wyjdę na idiotkę, błądząc i szukając klas lekcyjnych! No i zobaczę ten piękny budynek od wewnątrz, będę mogła wszystkiego dotknąć i nie zostanę obrzucona ani jednym ironicznym spojrzeniem! No, chyba że ze strony Juliana, lecz szczerze w to wątpiłam. Wyglądał raczej na miłego i wyrozumiałego chłopca.
     Rick wszedł po schodach i otworzył wysokie drzwi starym, lekko wygiętym srebrnym kluczem. Przy jednym breloczku miał ich chyba z dziesięć, więc chwilę potrwało, nim odszukał odpowiedni.
     Spodziewałam się przeraźliwego jęku jak w filmach fantasy albo horrorach. Tymczasem nie usłyszałam nic: wrota - bo tylko owe określenie w pełni pasowało i oddawało piękno - zostały idealnie naoliwione. Wchodząc do środka, dotknęłam ich dłonią. Doskonałe wykonanie, starania rzemieślnika dostrzegłam gołym okiem.
     Znajdował się tu hol. Nieduży, z parą równolegle do siebie postawionych drzwi. Napis naprzeciw głosił, że znalazłam się w Akademii Zachodu, po lewej znajdę gimnazjum, po prawej liceum. Kilka słów o założycielu oraz historii placówki, a także główna myśl szkoły.
     „Jeszcze nie raz upadniesz i nie raz powstaniesz. Ważne, byś mieszał w to tylko zaufane osoby.”
     Z jednej strony cytat bardzo mi się podobał. Zawierał w sobie prawdę, w końcu niewielu ludzi darzymy prawdziwym, dozgonnym zaufaniem. Z drugiej zaś napawał mnie lekkim lękiem. Uświadamiał, że do powstania potrzeba pomocy, a ja nie lubiłam o nic prosić. Starałam się być samowystarczalna.
     - Jak skończycie, wpadnijcie do sali matematycznej - rzucił Rick i zniknął za drzwiami licealistów.
     Julian poprowadził mnie w stronę tych drugich, lecz także zniewalających drzwi. Były błękitno-zielone, jaskrawe: patrzenie na nie sprawiało ból. Spuściłam głowę i dostrzegłam idealnie czystą, marmurową podłogę. Jej, ta szkoła to masa pieniędzy. Ciekawe, kto na to łoży.
     Powitał mnie utrzymany w pastelowych odcieniach korytarz. Wielkie okna wpuszczały słoneczne, jasne światło, dodający rodzinnej atmosfery. Na parapetach stały przeróżne kwiaty, pod nimi zaś ławki. Mogłam wyobrazić sobie to miejsce podczas przerwy: rozgadane, uśmiechnięte dzieciaki.
     Naprzeciw znów znajdowały się drzwi, tym razem brązowe z podpisami klas. Pierwsza, druga, trzecia. Julian przeszedł przez trzecie, ja za nim. Odłączanie się na tej wycieczce prawdopodobnie zakończyłoby się pożarem albo zawaleniem z mojej winy. Pomieszczenie dzieliło się ponownie na cztery mniejsze, oddzielone ścianami wnęki. A, B, C, D. Nazewnictwo klas, dodatkowo nad każdą literą namalowany został jakiś symbol. D, do której jak twierdził Rick się dostałam, najwyraźniej lubiła wznosić się wysoko, ponieważ dostrzegłam parę pięknych, motylich skrzydeł.
     - Twoja szafka to numer siedemnaście - oświadczył Julian, idąc dalej przed siebie. Podążałam za nim jak zagubione dziecko w parku rozrywki, nie potrafiące odnaleźć swojej mamy: rozglądałam się na boki, podziwiając chropowate, szaro-białe ściany. - Uniwersalny kod to cztery czwórki - mówił dalej, mijając łuk. Znaleźliśmy się w korytarzu. - To jest parter. Należy on głównie do pierwszoklasistów, lecz to tu odbywają się zajęcia plastyczne dla wszystkich klas.
     Znów pastelowe kolory, wysokie, czyste okna. Tym razem temu wszystkiemu towarzyszył zapach cytrusów. Odetchnęłam głęboko, rozkoszując się wspomnieniem pomarańczy. Wyciskałyśmy razem z Briget sok, a potem sprzedawałyśmy na szkolnym kiermaszu zdyszanym, biednym gościom z innych placówek, którzy przyjechali na mecz.
     Sześć klas, a następnie schody. Długie, kręcone, marmurowe stopnie zdawały się ciągnąć w nieskończoność, choć to zapewne wina mojego lenistwa, lecz w końcu stanęliśmy na kolejnych korytarzu, takim samym jak wcześniejsze. Blondyn oznajmił, iż to królestwo drugoklasistów i biologii, więc tu mam się udać w razie zajętej klasy na górze.
     I znowu to samo. Głupie schody, jeśli będę musiała chodzić tak pięć dni w tygodniu, załamię się. Umrę, spadnę i tyle ze mnie będzie. Zachowają moje zwłoki i zamiast sekcji zwłok żaby, wykonają zadanie na nowej, jeszcze ciepłej uczennicy. Bo cóż może być od tego lepsze? Chciało mi się wymiotować.
     - A to miejsce należące tylko do trzecioklasistów.
     Sześć klas. Dywan - tak: dywan! Miękki, ciemnozielony, pokrywający każdy milimetr korytarza. Zamiast ławek stały fotele oraz pufy, stoliki i automat z kawą, herbatą oraz czekoladą. Wyglądało to bardziej jak jakaś kawiarnia albo poczekalnia. Tylko migoczące co chwila świetlówki mówiły, iż to szkoła, a nie jakiś kurort.
     - Zamknij buzię - polecił Julian, a ja nieświadomie wykonałam polecenie. - Nowych zawsze to dziwi. Podobnie jak ich plan lekcji. Pierwsza i druga klasa uczy się nadzwyczaj dobrze, aby jak najszybciej znaleźć się w Raju.
     - Raju?
     - Tak nazywają korytarz trzeciej klasy. Młodsi nie mają tu wstępu, więc snują opowieści i zżera ich od środka, jeśli muszą czekać - wyjaśnił.
     - Nie dziwię się, tu jest jak w raju.
     I naprawdę było. Pierwsze tak luksusowe miejsce, jakie dane mi zostało ujrzeć w mym krótkim i marnym życiu. Wiedziałam, iż tu wszystko się zmieni. Stanie się coś, co na zawsze odmieni mój światopogląd. Dotknęłam łańcuszka z czarnym turmalinem.
     - Noś go, dobrze ci w nim, poza tym cię ochroni - mruknął Julian, zerkając w stronę biżuterii. - Należy wymieniać kamień około raz w miesiącu, za wielu ludzi przedziera się przez te korytarze. Głupcy są przesądni, więc nawet nie spojrzą na twój tyłek. 
     Najpierw się przeraziłam. Czyżby Julian również wierzył w demony? Jednak jego następne słowa utwierdziłam się w przekonaniu, iż Briget ma zbyt wygórowaną wyobraźnię. Nadprzyrodzone stworzenia istnieją tylko w książkach i ludowych opowieściach.
     Jedyne, co mi nie pasowało w wystroju korytarza były kraty zasłonięte zielonym materiałem. Blondyn podszedł do nich i przeszedł pomiędzy nimi, wołając mnie gestem dłoni.
     - Nie przecisnę się! - pisnęłam. Parsknął śmiechem, a ja przybrałam obrażoną minę.
     - Nie żartuj sobie, dobrze? - Chłopak oparł się o ścianę. - No, dalej. Wydostań się z więzienia.
     Odetchnęłam głęboko i podeszłam do krat. Szpary pomiędzy nimi wydawały się takie małe... A co, jeśli nie zmieszczę pomiędzy nimi głowy? Albo tyłka?
     - Podaj mi rękę. - Głos Juliana brzmiał niezwykle ciepło i pocieszająco. Wyciągnęłam dłoń w jego stronę, zamykając oczy.
     Przełożyłam nogę, oraz głowę. Połową byłam już po drugiej stronie. Przełknęłam ślinę i przecisnęłam resztę ciała, pod koniec zerkając przez rzęsy. Odległość między kratami wcale się nie zmieniła, wciąż wynosiła około dziesięciu centymetrów, jednak ja stałam po drugiej stronie, opierając się plecami o Juliana.
     Mam zwidy czy moja wyobraźnie płata mi figle? Briget, naprawdę nie powinnam cię słuchać, mącisz tylko ludziom w głowach!
     - To teraz do sali matematycznej - przerwał moje bezsłowne przeklinanie przyjaciółki Jul. Skierował się do klasy po prawej. - To dlatego kazałem ci przechodzić przez kraty: schodzenie w dół, a następnie ponowna wspinaczka na drugie piętro to nic fajnego.
     Nim weszłam do klasy, rzuciłam okiem na licealny wystrój korytarza. Od tych z gimnazjum różnił się tylko kolorystyką - królowała tu biel zmieszana z błękitem. No i wisiało więcej korkowych tablic.
     Klasa matematyczna okazała się duża i przestronna z długą, białą tablicą pomazaną kolorowymi wzorami, których - mówiąc szczerze - nie pojmowałam, a z matmy szło mi całkiem nieźle. Cóż, przynajmniej większość materiału. Pojedyncze, brązowe ławki zostały ustawione w trzech równych rzędach, z tyłu stały szafki z szufladami. W niektórych wnękach swoje miejsce znalazły stare podręczniki, w innych gościły przeróżne, przestrzenne, kolorowe figury.
     - Siedemdziesiąt dwa? - zapytała Larissa, przygryzając ołówek. Jej kartka pokryta była masą niewielkich, ciemnoszarych liczb.
     - Blisko. Siedemdziesiąt jeden - poprawił ją Rick, zatykając mazak. Odsunął się od tablicy i chwycił biały formularz leżący na biurku. - Twój plan lekcji, Romi.
     Cieszyłam się, że się zwracał się do mnie pełnym imieniem, lecz mój zapał zgasł wraz z zerknięciem na kartkę.
     Zaczynało się od podstawowych danych (był tam nawet mój pesel i telefon, jak?!), potem jakaś wzmianka o ocenach ze starej szkoły i w końcu rozpis zajęć. Trzy matematyki w tygodniu, cztery razy język angielski oraz wychowanie fizyczne, dwa rosyjski, raz francuski oraz geografia, chemia, fizyka i codziennie dwie godziny koła teatralnego, dodatkowo miałam sobie wybrać co najmniej jedne zajęcia nadobowiązkowe. Przegięcie. Ja rozumiem: jestem zdolną, ale leniwą uczennicą i takie tam, lecz to i tak nie podziała. Jeśli lekceważę wszystko mając kupę wolnego czasu, to tym bardziej będę to robić podczas jego braku. Proste, łatwe, nieskomplikowane.
     - O, popatrz, mamy razem teatr - rzucił Julian, nachylając się mi przez ramię. - Najwyraźniej musiałaś brać udział w jakichś spektaklach i być całkiem niezła.
     Nigdy więcej przedstawień, jeśli uda mi się zmienić ten przeklęty plan, pomyślałam, składając kartkę w niewielki prostokąt. Wsadziłam go do kieszeni spódnicy.
     - Czterdzieści osiem! - krzyknęła radośnie Larissa, klaszcząc w dłonie.
     - Pięćdziesiąt - zgasił jej entuzjazm Rick. Z naburmuszoną miną wróciła do zadania. - No cóż, dzieciaki, niedługo trzynasta. Radzę wam udać się do parku na cotygodniowe Obchody Dziękczynienia. Romi pewnie nawet nie wie, na czym rzecz polega.
     - Nie za bardzo - przyznałam. - To coś związanego z religią?
     - Ani trochę.

4 komentarze:

  1. Wspaniały rozdział! I opisz Liceum Zachodniego. Bajeczny. Już widzie w wyobraźni jak razem z Romi się po nim przechadzamy :)
    Życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Super opis szkoły. Dzięki niemu mogłam go sobie wyobrazić tak, jakbym miała jego obraz przed sobą. Czekam na ciąg dalszy.
    Zapraszam również na nowy rozdział na moim bg :
    miedzy-miloscia-a-tesknota.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział! Wręcz uwielbiam Twoje opowiadanie, ale wykryła dwa błędy: w jednym miejscu zapomniałaś jednego słowa (nie pamiętam gdzie) i literówka "jednw". To chyba tyle.
    Poza tym wszystko jest ok. Czekam na cdn i życzę weny!

    *będę chamska i nie wpadnę do spamownika, jeśli możesz to wpadnij kiedyś na mojego bloga i wyraź opinię http://grawwojne.blogspot.com/ *

    OdpowiedzUsuń
  4. Super opis szkoły, pisz tak dalej

    OdpowiedzUsuń