Rozdział Drugi - Potłuczony kubek, złość i łzy
Do domu wpadłam zdyszana. Zdjęłam buty oraz kurtkę i ciężko oddychając podreptałam do kuchni, gdzie zastałam Philipa, sączącego ziołową herbatkę. Jako lekarz nienawidził domowych sposobów leczenia, zaś mama z zawodu była biologiem i chemikiem, co nieco się kłóciło. Ale tylko i wyłącznie zawodowo.
Wstawiłam czajnik pełen wody na gaz i wyjęłam bułkę oraz czekoladę w kremie, po czym zaczęłam przyrządzać sobie kolację, nucąc pod nosem usłyszaną w kawiarni piosenkę.
Najlepsze w moim życiu było to, iż nikt nie zadawał zbędnych pytań, na które i tak nie udzieliłabym odpowiedzi. Wyglądało to tak, jakby na sam widok niebieskich oczu ludzie potrafili stwierdzić, czy warto zadawać sobie trud. Taka kolej rzeczy napawała mą osobę satysfakcją i dziękowałam Bogu za to, że owa dziwna umiejętność nie znikła z wiekiem dojrzewania.
Zalałam zielony kubek wrzącą wodą. Po chwili z saszetki zaczęła uwalniać się czerwona esencja i magicznie zabarwiała napój, nadając mu malinowej barwy. Potem dwie łyżeczki cukru i gotowe, można swobodnie pić, choć herbata nadal pozostawała gorąca.
Usiadłam przy drewnianym stoliku i zaczęłam jeść kolację. Gdyby Carmen mnie w tej chwili zobaczyła, pewnie zrobiłaby mi wykład na temat odkładanych się tłuszczy oraz tyciu nastolatek z XXI wieku. Tylko że ja i tak miałam już kilka kilogramów nadwagi, ponieważ rozleniwiłam się przez czytanie książek. Moja osobowość zdobywała szczyty popularności, lecz ciało powoli umierało w kącie. Nie, żeby mi to szczególnie przeszkadzało!
- Kochanie, muszę ci coś powiedzieć. - Głos Philipa rozdarł nagle ciszę. Aż podskoczyłam, nie spodziewając się tego. A w dodatku ta smutna barwa... Nie pasowała do szczęśliwych wieści.
- Chyba nie masz zamiaru rozwieść się z mamą przez jej herbatki ziołowe, co? - spytałam, ze strachem zerkając mu w oczy.
- Nie, skądże! Kochamy się z Carmen bezgranicznie, o to się nie martw. - Uśmiechnął się lekko, chcąc zapewne dodać ciepła atmosferze. - Stwierdziliśmy z mamą, że za długo pozostawaliśmy w jednym miejscu. - Podrapał się w tył głowy, szukając słów. - Rzadko wyjeżdżamy na wakacje ze względu na moją pracę, przez co wiele tracicie. Ale dostałem ofertę pracy w pewnej miejscowości oddalonej spory kawałek od...
- Przeprowadzamy się, tak? - przerwałam Philipowi, starając się brzmieć spokojnie. Mocniej zacisnęłam palce na kubku.
- Ash Dale - rzekł tylko, a ja już wiedziałam, że decyzja zapadła dawno i pewnie wyjedziemy wraz z końcem weekend'u.
Coś wtedy we mnie wstąpiło, jakieś negatywne uczucia, które tłumiłam przez dłuższy czas. Rozluźniłam palce i gwałtownie wstałam. Stół niebezpiecznie się zachybotał, a następnie ciszę rozdarł odgłos pękającej gliny. Zielony kubek natarł na kremowe płytki i zmienił się w drobny pył.
Ani mi się śniło sprzątać ten bałagan. Zwinnie ominęłam kawałeczki i pobiegłam schodami na piętro, gdzie z impetem zamknęłam drzwi. Huk był tak głośny, iż oczami wyobraźni zobaczyłam mamę, powoli podnoszącą powieki, nieświadomą tego, co się dzieje.
Przekręciłam klucz i zaczęłam zmieniać mój pokój w burdel. Czy dziewczyna w moim wieku powinna używać tego słowa? Mam nadzieję, że nie, bo pragnęłam od tej chwili stać się gniewną nastolatką i niszczyć wszystko, co stanie na mej drodze. Czyż nie takie dziewczęta budzą respekt wśród tłumu?
Sięgnęłam po nożyczki oraz jedną z najdroższych bluzek w mojej garderobie. Dosłownie kilka milimetrów brakowało, a metal zetknąłby się z delikatnym materiałem i zniszczył ubranie. Jednak narzędzie zaczęło ciążyć mi w dłoni i po chwili spadło na miękki, ciemny dywan, a ja za nim.
Łzy same zaczęły spływać mi po policzkach, nic nie mogłam poradzić. Całe moje dotychczasowe życie właśnie legło w gruzach. Kiedy Carmen i Philip coś postanowią, nic ich nie powstrzyma, nawet ból wewnętrzny dzieci. Dlaczego? Bo nie byliśmy ich. Biedny Max. Związki na odległość nigdy nie trwają długo, zapewne znajdzie sobie w przyszłości kogoś lepszego.
Przypomniawszy sobie o Max'ie wyjęłam telefon i napisałam sms'a, że dotarłam, ale nie mogę rozmawiać ze względu na śpiącą Carmen. Odpisał w ciągu kilku sekund, a czytając jego wiadomość znów zaniosłam się płaczem.
Wiesz, jak mnie przeraziłaś?! Trzydzieści osiem minut niepokoju o Ciebie to za wiele! Nie rób już tak nigdy, pamiętaj, kocham Cię <3
Jak mogłam mu powiedzieć, iż to koniec, bo moja kochana rodzinka chce wyjechać? Nie potrafiłam go zranić, zbyt wielkim uczuciem go darzyłam. A teraz co? Teraz wszystko się... Rozbiło, żeby nie użyć niewłaściwego słowa. Zwykle los pozwalał mi spokojnie iść przed siebie i nie robić zbyt gwałtownych ruchów. W tej chwili kazał mi biec tak szybko, na ile pozwalały palące już płuca. Nie chciałam go zostawić, lecz nie widziałam innego wyboru.
Łóżko wydawało się za wielkim dobrem dla kogoś, kto postanowił złamać drugiej osobie serce. Wzięłam więc poduszkę oraz kołdrę i umościłam się wygodnie na podłodze. Myślałam o tym chłopcu z zaułka, słowach pana Glass'a, jego ostrzeżeniu. Mimo że okazały się traumatycznymi wspomnieniami, dzięki nim w ciągu pięciu minut dryfowałam pośród chmur.
***
Obudziły mnie pierwsze jesienne promienie słońca. Wyglądały tak jakoś nijako. Ogólnie wszystko stało się dla mnie bez wyrazu i jakieś niepotrzebne. Plakaty na ścianach już nie dodawały uroku, miśki wydawały się za dziecinne, kosmetyki szczególnie niepotrzebne.
Podniosłam się z podłogi. Nawet się wczorajszego wieczoru nie przebrałam. Teraz jednak chwyciłam czyste ubranie i poczłapałam do łazienki.
W całym domu unosił się zapach tostów oraz rozpuszczonego na nich masła. Wyobraziłam sobie Carmen, stojącą przed kredensem z dębowego drewna, wyjmującą talerzyki, byśmy mogli zjeść, nie brudząc jej ukochanego stołu. Miała kota na punkcie mebli i jeśli któreś z nas, wliczając w to Philipa, pozostawiło na nich choćby jedną plamkę, ona sprzątała cały dom, omijając pokoje swoich ukochanych dzieci. W ten sposób mieliśmy się usamodzielnić.
Otworzyłam białe drzwi nawet nie trudząc się pukaniem. Skoro nikt nie przekręcił klucza, wejście było dozwolone, takie zasady panowały w tym domu i to ich nauczyliśmy się jako pierwszych.
Przed umywalką stał Daniel, dokładnie szorując swoje zęby. Połowa z nich została dolepiona, gdyż lubił kaskaderskie wyczyny na rowerze, tracąc przy tym kilka z nich, niektóre krusząc. Jednak nawet i to nie powstrzymywało go od dalszych treningów. Tym razem jednak z ochraniaczem. Mimo że Daniel nie był moim biologicznym bratem, nie mogłam powiedzieć, że gdyby los chciał, zakochałabym się w nim. Co prawda jako chłopak wydawał się atrakcyjny wielu dziewczynom, lecz zachowywał się jak opiekuńczy starszy brat.
Teraz jednak spojrzał na mnie leniwie spod baldachimu ciemnych rzęs, których mu tak bardzo zazdrościłam, po czym wypluł pianę do umywalki. Nabrał wody w usta i zaczął płukać zęby, podczas gdy ja rozczesywałam splątane rude kosmyki. Spanie na podłodze nie okazało się najlepszym pomysłem. Ach, czy wspomniałam, że mój braciszek stał w samych bokserkach? Nie, to teraz już wiecie. Za taki widok większość dziewczyn dałaby się pokroić; Daniel nigdy nie bywał na plaży bądź basenie, gdyż nie potrafił pływać. Mnie to jednak nie rozpraszało.
- Rusz swój tyłek z łazienki, jeśli łaska - powiedziałam, odpychając go od lustra i przerywając samouwielbieńczy monolog Daniela, który zapewne wygłaszał w swoich myślach. - Chcę siku! - To wypłoszyło braciszka i pośpiesznie oddalił się do kuchni, ja zaś zamknęłam drzwi i przekręciłam mały, złoty kluczyk.
Skorzystałam z toalety, po czym wskoczyłam pod prysznic. Zimna woda szczypała skórę, jednak nie było najgorzej, wrzątek z całą pewnością wyrządziłby większe szkody. Kiedy przyzwyczaiłam się do tej przeraźliwie niskiej temperatury, zaczęłam rozmyślać nad wczorajszym wieczorem.
Teraz, kilka godzin po zaskakującym wydarzeniu, wszystko wydawało się jedynie bzdurnym, nie mającym sensu snem. Po pierwsze, pan Glass może i był religijnym człowiekiem, ale miał na tyle rozumu w głowie, by nie nawracać nastolatków w stanie nietrzeźwości. A ten chłopak? W Red Dolls, bo taką nazwę nosiło moje ukochane miasto, nigdy nie widziałam kogoś podobnego. Chociaż może to wina mroku, skrywającego połowę twarzy. W ogóle nie mogłam dostrzec stroju, głupia, zaciemniona uliczka! Kto w takich miejscach stawia kosze na śmieci? Potencjalni zabójcy, jak mniemam.
No i wieść o przeprowadzce. Ash Dale. Gdzie ta miejscowość się znajdowała? Jak daleko od przyjaciół się znajdę i jak długo będę musiała wysłuchiwać pocieszających formułek Carmen? Zawsze zachowywała się zbyt opiekuńczo, a kiedy dostrzeże smutek, zacznie się prawdziwe piekło. Aż strach o tym pomyśleć.
Włożyłam T-shirt poplamiony farbą, którego używałam podczas plastyki oraz jakieś spodnie i wyszłam z łazienki, nie trudząc się myciem zębów. Według mnie najpierw jadło się śniadanie, inaczej traciło to sens.
W pokoju posłałam łóżko, by wyglądało choć trochę przyzwoicie, po czym zaczęłam zbierać brudne, zmięte ubrania, kryjących połowę podłogi. Sobotnie pranie to rzecz niemal święta, więc załadowana po brodę koszulkami oraz spodniami powoli sunęłam na dół, starając się nie upuścić żadnej skarpetki. Wyrzuciłam wszystko na kanapę w salonie, strasząc Felicję, naszego kochanego pupila. Kotka zajęczała przeraźliwie i czmychnęła do kuchni. Podążyłam za nią, przybierając posępną minę.
Philip popijał kawę i czytał wczorajszą gazetę, całkowicie ignorując to, co działo się wokół niego. Jeśli nagle wybuchłby pożar, co wcale nie byłoby tak wielkim zdziwieniem, gdyby Daniel zaczął smażyć jajka, tata pewnie by nie zauważył. Ale tak działo się każdego dnia. Nie wiedziałam, co takiego ciekawego znajduje się w miejscowym dzienniku.
Carmen z Danielem zajadali się tostami, nie zwracając na mnie szczególnej uwagi. Przywykłam do tego - stawałam się niewidzialna, kiedy miałam zamiar wszcząć awanturę, a na to się zapowiadało. Wyjęłam z szafki miskę, wsypałam do niej czekoladowe płatki i zalałam zimnym mlekiem. Niech się patrzą i martwią o to, że dostanę zapalenia gardła.
Zaczęłam wręcz pożerać posiłek, przełykając kolejne łyżki mleka oraz płatków w zawrotnej prędkości. Chyba jeszcze nigdy nie jadłam tak szybko. Cóż, skoro mamy wyjechać z Red Dolls, lepiej nie tracić czasu i po raz ostatni zobaczyć miasto.
- Mamo, kiedy wyjeżdżamy? - spytałam, odkładając miskę do zlewu. Carmen najwyraźniej była nieco zbita z tropu, pewnie nie wiedziała, że Philip się wygadał. - Do Ash Dale. - Blondynka zakrztusiła się pomarańczowym sokiem.
Czy wszyscy aż tak obawiali się mojej reakcji? Daniel był aspołeczny i wszelkie kontakty z ludźmi go stresowały, ja zaś dość dobrze sobie radziłam i miałam wielu kolegów, za którymi nie da się nie tęsknić. Oczywiście mogłabym wszcząć awanturę, ale nie chciałam sprawić, że Carmen czy Philip poczuliby potrzebę odwołania wyjazdu. Dokładnie to przemyślałam. Oboje nie mieli po dwadzieścia czy nawet trzydzieści lat, podchodzili pod pięćdziesiątkę. W Red Dolls znał ich niemal każdy, więc musieli mieć dobry powód, aby opuszczać to miasto. A sprawianie przykrości nie leżało w moim zwyczaju. Jasne, czasem rzuciłam jakieś niemiłe słowo bądź dwa, lecz zawsze potem przepraszałam. Dlatego postanowiłam przyjąć to ze spokojem.
- Damy wam tyle czasu, ile będzie potrzeba - odpowiedziała Carmen, odstawiając szklankę.
- Daniel, odpowiada ci tydzień? - Jasnowłosy zastanowił się przez chwilę, a potem kiwnął głową, ponieważ w buzi wciąż miał tosta. - A wam?
- Tydzień, w porządku. - Philip kiwnął głową.
Więcej czasu nie potrzebowałam, a im dłużej przyzwyczajałabym się do tej myśli, tym trudniej byłoby mi opuścić Red Dolls.
Znów wróciłam do swojego pokoju, trzymając kubek z sokiem. Włączyłam podstarzały, lecz nadal działający komputer. Musiałam się nauczyć do niego cierpliwości, ponieważ sam system logował się dobre pięć minut. Za to internet działał szybciej. Wujek google uśmiechał się do mnie kolorowymi literami. Wpisałam więc w wyszukiwarkę nazwę miejscowości, do której miałam się przenieść.
Pierwszym, co rzuciło mi się w oczy, była mapa. Ash Dale znajdowało się jakieś dwieście kilometrów od Red Dolls, co całkiem wykluczało spotkania z przyjaciółmi. Rowerem nie przejechałabym takiego długiego dystansu, prędzej wpadłabym do jakiegoś rowu i zamarzła. Kolejne artykuły opowiadały o festynach oraz szkole. Gimnazjum i liceum postawiono obok siebie, dzieciaki nie miały więc większego wyboru, jeśli chodzi o edukację ponad podstawową. Dalej były informacje o nowych sklepach. A ostatni na stronie pierwszej był artykuł z okolicznej gazety. Porwanie małej dziewczynki. Kliknęłam i zaczęłam czytać.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńA więc główna bohaterka musi się przeprowadzić? Nie dziwię się, że tak zareagowała, sama też bym nie chciała opuszczać przyjaciół. Dobrze, że nie pocięła tej bluzki bo tym raczej zrobiłaby sobie na złość, nie rodzicom xD Trochę mnie rozśmieszył sms od Maxa... szczególnie to serduszko na końcu. Chłopaki raczej tak nie piszą (;
OdpowiedzUsuńAsh Dale - nigdy nie słyszałam o miasteczku, ale bardzo spodobała mi się nazwa. Ciekawe, jak się tam spodoba Romi.
Weny! :*
Powiem Ci, że ja znam chłopców, którzy tak piszą... ^.^'' Tak więc przykład z życia wzięty.
UsuńA o miasteczku na pewno nie słyszałaś, bo to mój wytwór wyobraźni jest. Wszystko w tym opowiadaniu to wytwór mojej bujnej wyobraźni, która niekiedy płata mi figle i zmienia fabułę O.o
Super a muzyka która leci dodaje jeszcze więcej uroku :)
OdpowiedzUsuńDziękuję. Piosenka w oryginale (po japońsku) brzmi jeszcze lepiej, ale mało kto umie ten język ;c
UsuńWujek google zawsze spoko xD ;)
OdpowiedzUsuńAh..., od czego by tu zacząć? Może od tego, że jest świetnie? Bo jest świetnie, uwierz mi. : ) Bardzo fajnie piszesz, myślę, że nie jedna osoba (w tym ja) może Ci pozazdrościć talentu ;)
Czekam na nexta i pozdrawiam,
Mystery :*
To nie talent, słonko. Piszę tak dzięki żmudnej i powolnej pracy. Wcześniej popełniałam masę błędów, ale kiedy zaczęłam czytać książki, zaczęłam dostrzegać niedociągnięcia w treści, naiwność głównych bohaterek. Aż w końcu sama zaczęłam tworzyć. I tak to się zaczęło. Zawsze powtarzam, że są trzy najważniejsze rzeczy, dzięki którym można dojść do perfekcji - czytanie, myślenie, pisanie.
UsuńŚwietny rozdział <3 Fajnie piszesz
OdpowiedzUsuńŚwietne ;)
OdpowiedzUsuńMają pierwszą myślął gdy weszłam na twojego bloga było to, że masz na prawdę świetny szablon *.*
OdpowiedzUsuńSkąd go wzięłaś?
Szczerze to myślałam, że z tego wszystkiego szablon będzie najlepszy, jednak myliłam się. Rozdział pobił wszystko na głowę.
JESTEŚ ŚWIETNA!
http://littlesmilefate.blogspot.com/
Zaskoczyłaś mnie! Oczywiście pozytywnie. Bardzo mi się podoba Twoja stylistyka. Widać, że masz dar do pisania.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam Amy ;)
http://melodie-serc.blogspot.com/
Ładnie piszesz, powinnaś to robić zawodowo. Podoba mi się estetyka i styl opowiadania. Przeczytałem całe i strasznie mi się podoba. No i do tego ten bajeczny soundtrack który leci w tle!
OdpowiedzUsuńhttp://musicishistory.blogspot.com/ zapraszam do mnie, ciekawe materiały, historie i różnorodna muzyka. Spokojnie, nie jestem spamerem. Moja wypowiedz była całkiem szczera :)
Świetnie piszesz ;3 Przeczytałam cały drugi rozdział a do pierwszego jeszcze wrócę :)
OdpowiedzUsuńmajaa-majaa.blogspot.com
OBSERWUJĘ ;3