Rozdział Dziewiętnasty - Egzekucja.
Minął miesiąc odkąd obudziłam się w szpitalu. Czarnowłosą
dziewczynę, wampirzycę o imieniu Elisabeth, co zdradził mi Nick, widziałam
kilka razy. Najwyraźniej zakolegowała się z Danielem. W głowie miałam niejasną
wizję czegoś, co dotyczyło mojego brata. Powinnam o czymś pamiętać, lecz mózg
za nic nie chciał przywoływać wspomnieć tamtych dwóch dni.
Właśnie. Spędziłam w domku w lesie tylko dwa dni. Myślałam, że
minął co najmniej miesiąc. Wszystko z tamtego okresu wydawało się rozmazane.
Jak świeżo nałożona farba - wystarczy przejechać i niszczy się pracę malarza.
Ciekawiło mnie, czy mózg sam wybiera o czym pamięta, a o czym zapomina. Szkoda,
że nie mogłam go o to zapytać.
Pogodziłam w tym czasie Nicka i Juliana. Ci dwaj tworzyli
naprawdę dobraną parę. I choć Antonio wiele razy nagabywał mnie za tę decyzję,
to się polubiliśmy. Poza tym Briget zatrzymała się na stałe w Ash Dale.
Postanowiła mieć na oku tak rozbrykanego dzieciaka jak mnie. Ruth wyjechała na
tydzień do Berlina, skąd przywiozła niemieckie smakołyki oraz ubrania. Ta
dziewczyna naprawdę była świetna. Nie sądziłam, iż nasze relacje staną się tak
przyjazne.
Tego dnia odbywał się sąd. Ubrana nienagannie w długą, czarną
suknię szłam przez korytarz do wielkiej, okrągłej sali na końcu. Widziałam ją
dwa razy w ciągu ostatniego tygodnia. Ogromne okna wiecznie zakryte ciemnymi
zasłonami, żyrandole na świece, krzesła wyściełane aksamitem oraz podium. To
samo miejsce, w którym zabito Christine.
Nie widziałam się z Valentine'em ani razu. Unikał mnie, odmawiał,
kiedy składałam propozycję spotkania. Czyżby już nie chciał mieć ze mną nic
wspólnego? Pewnie myślał, że pozbawię go życia. Kiedy nieprawdziwy zrobi
krzywdę, fizyczną lub psychiczną, prawdziwemu, ofiara może wybrać karę.
Nieważne jak bardzo będzie bolesna, muszą ją wykonać. Z tego co opowiadał Nick,
zdarzały się przypadki rozcinania na kawałki, obcinanie głów, pozbawianie oczu
i języków. Kiedy nieprawdziwi dopuszczają się jakiegoś niegodziwego czynu, jest
on zwykle bardzo bolesny dla ofiary.
Weszłam do sali i dotknęłam rubinowej czaszki, którą
nosiłam na łańcuszku z czarnymi turmalinami. Rubin, mający wywołać miłość i
namiętność, nie reagował ani trochę. Chciałam oddać go Valentine'owi, by mieć
spokój i czyste sumienie.
W środku kilkanaście osób podniosło głowy, gdy drzwi otworzyły
się z jękiem tak przeraźliwym, iż towarzysząca mi Briget zatkała uszy. Nie były
ruszane od ponad stu lat, nie dziwił mnie więc ich głośny sprzeciw. One również
wolały załatwić sprawę pokojowo. Niestety, prawo to prawo.
Na podeście zostały ustawione cztery krzesła. Reszta
zaproszonych miała stać. Uważałam, że to okrutne - było tu tyle miejsca, iż
spokojnie zmieściłoby się kilka krzeseł. W całej tej egzekucji nie brało
udziału zbyt wiele osób. Nazywano ich świadkami i po prostu przybywali, aby
pilnować. Znali się na obrzędach, wiedzieli, jak powinno się je przeprowadzać i
w razie potrzeby reagowali.
Zostawiając Briget wśród tłumu, posunęłam do jednego z krzeseł.
Byłam dziś kimś w rodzaju gościa honorowego, który ma zapewnione najlepsze
miejsce. Szkoda tylko, że od drewna (chyba cisowego) biło tak przeraźliwe
zimno. Nie pomogły ani fałdy sukni, ani wyściełane oparcie. Ścisnęłam dłonie i
patrzyłam jak z upływem każdej sekundy kostki stają się coraz bardziej białe.
Każdy inaczej odreagowuje stres.
Minęły trzy minuty zdające się wiecznością i do środka
weszli członkowie Rady oraz Valentine. Wyglądał jak Christine w dniu swojej
śmierci, choć wyraz jego twarzy nie wyrażał szczęścia ani entuzjazmu z faktu,
iż stanął przed sądem nieprawdziwych. Nasze, ludzkie, są chyba dla nich zbyt
łaskawe.
Rada zajęła wolne miejsca, wyglądając złowrogo i chłodno.
Przydałby mi się koc z termosem, pomyślałam, zerkając na kobietę po mojej
prawej. Patrzyła na Valentine'a, jakby co najmniej zabił własną matkę, a potem
udawał, że wyjechała na wakacje. On tylko chciał być kochany...
Chłopak wyglądał jak siedem nieszczęść. Cienie pod oczami,
suche usta i nieobecne spojrzenie wiodące po twarzach innych. Doszukiwał się w
nich sprzymierzeńca, lecz oni nie przybyli tu, by go wspierać, czego teraz
najbardziej potrzebował. Przybyli, aby wysłuchać oskarżenia oraz obejrzeć
egzekucję.
Zapadła cisza i każdy oddech był jak uderzenie w gong.
Nieprawdziwi nie musieli jednak oddychać, co w takich sytuacjach okazywało się
naprawdę przydatne. Ich płuca nie potrzebowały tlenu - zdradziła mi to Briget. Wiele opowiedziała mi o świece nieprawdziwych, jednak nadal nie potrafiłam
zrozumieć ich twardego prawa.
Mężczyzna w złocie odchrząknął, po czym powstał. Ostry
zarys szczęki, ściągnięte usta i oczy o lodowatym odcieniu szarości. Kiedy się
odezwał, włoski na karku stanęły mi dęba.
- Zebraliśmy się dzisiaj, aby odprawić egzekucję
Nicodemusa Vincentego Eduarda Young'a. Dopuścił się on czynu niegodziwego,
porwał i trzymał w zamknięciu Romilię Charlotte Turtle, prawdziwą, która
niedawno wprowadziła się do Ash Dale. Oskarżony od dnia złapania nie odezwał
się ni słowem, aby potwierdzić albo obalić nasze wnioski. Czy dzisiaj, przed
Wielką Radą Nieprawdziwych, chcę coś powiedzieć w swojej obronie?
Valentine przejechał
wzrokiem po siedzących, zatrzymując swoje złote oczy na mnie. Dostrzegłam w
nich troskę, żal, miłość.
- Przepraszam - odezwał się chrapliwym głosem, słychać
było, że nie mówił kilkanaście dni. - I choć nie proszę o wybaczenie, to
chciałbym, byś wiedziała, iż nawet jeśli nie jesteś Christine, uczucia nie
przepadną i nie wymaże ich wyrok. - Zamknął oczy i zwrócił je ku
przewodniczącemu. - To wszystko, dziękuję.
- Proszę. Przedłużając spotkanie, narażamy się na niepokój ze
strony innych nieprawdziwych. Romilio, wedle naszego prawa sprzed tysiąca lat
to prawdziwi wymierzają karę oprawcom. - Uśmiechnął się. Uśmiechać się w takiej
chwili? To przerażające, gdzie podziały się uczucia? - Czy możesz powiedzieć,
jak mamy ukarać Young'a?
Przełknęłam ślinę i podniosłam się. Odetchnęłam tak
głęboko, jak tylko się dało. Musiałam nabrać odwagi. Nie nadawałam się do
publicznych wystąpień. Nie chciałam jednak przedłużać i jeszcze bardziej
zaciekawiać obserwatorów.
- Odebrać nieśmiertelność.
Na twarzach zgromadzonych malował się szok, tylko nieliczni jakby
przeczuwali delikatny wyrok. Bo czym jest nieśmiertelność w porównaniu z
życiem, oczami czy jakąkolwiek inną częścią ciała? Nawet odebranie magii byłoby
przyjęte przez nich lepiej.
- Twoje słowa są dla nas święte, panno Turtle - rzekła
kobieta, która na samym początku mnie przerażała. Zadzwoniła srebrnym
dzwoneczkiem.
Przez otwarte okno wskoczyła spowita w czerń postać. Długie
włosy, zamknięte oczy i czarna suknia. Kat. A katem okazała się ta sama
dziewczyna, którą widziałam w szpitalu. Elisabeth. Wampirzyca Elisabeth, jedna
z najmłodszych, ale najbardziej szanowanych nieprawdziwych. Zwłaszcza wśród
wampirów.
Dziewczyna wzięła od kobiety dzwonek, a ten zmienił się w
srebrny, długi miecz. Ostrze błyszczało diamentowym połyskiem, a rękojeść
wysadzana rubinami idealnie pasowała do dłoni ciemnowłosej. Wyglądało to tak,
jakby od zawsze nosiła go przy sobie, jakby wykuto go specjalnie dla niej.
Wampirzyca zbliżyła się do Valentine i poruszyła ustami,
przekazując mu niemą wiadomość. Była negatywna i zła. Czy mieczem odbiera się
nieśmiertelność? Myślałam, że po prostu rzucą jakieś zaklęcie cz urok, nie
spodziewałam się najprawdziwszego, śmiercionośnego ostrza, które z łatwością
pocięłoby szkło na równe wzorki, gdyby wykonawca się postarał.
- Valentine'ie, pożegnaj się z wiecznym życiem -
powiedziała i uniosła miecz.
Najpierw rozcięła liny, a potem zaczęła uderzać i ciąć tak
szybko, że ledwie dostrzegałam ostrze. Rozdzierający krzyk złotowłosego
czarownika przerwał ciszę. Elisabeth cięła i cięła, mimo to nie poleciała ani
jedna kropla krwi.
- Nie, proszę! Nie! - Valentine zdzierał gardło, opierając
dłonie o podłogę. Głowę miał zwróconą w dół i wyglądał, jakby płakał, jakby
chciał ukryć łzy przed wszystkimi. Czy to było aż tak bolesne? Czy aż tak wiele
znaczyła dla niego nieśmiertelność?
Uśmiech nie schodził z twarzy Elisabeth. Najwyraźniej cieszyła ją
zaistniała sytuacja, tylko czekała na to, aby wyżyć się. Uderzała z taką pasją,
jakby zależało to od jej życia, szczęścia, przyszłości. Tymczasem chodziło
tylko o jednego nieprawdziwego, który cierpiał, bo zabierano mu coś cennego.
Chciałam to zatrzymać, ale nie wiedziałam, jak zareagowałaby na
to reszta. Poza tym wyrok już zapadł i teraz mogłam tylko czekać. Czekać na
koniec krzyków brata mojego przyjaciela. Zamknęłam więc oczy i oddychałam
nosem, próbując wyczuć zapach krwi. Po takim ostrzu, tylu zadanych ciosach...
A jednak żaden zapach nie dobiegł moich nozdrzy. Po jakimś czasie
ustał również przeraźliwy głos Valentine'a. Powoli podniosłam powieki. Ubranie
chłopca było w fatalnym stanie, strzępach, podobnie trzymające węzy, sam
czarownik nie był jednak ranny, co zdziwiło mi na tyle, że ściągnęłam brwi.
Poza tym jego ubranie lepiło się od potu do ciała. Cierpiał, musiał naprawdę
cierpieć. Czy aby na pewno podjęłam dobrą decyzję?
- Valentine'ie, Romilia ci wybaczyła. Darowała życie, odejdź
więc i od tej pory bądź śmiertelnym.
Złotooki wyprostował się i
skłonił przede mną, a następnie powoli wymaszerował z sali. Przed zamknięciem
drzwi usłyszałam radosny głos Nicka, który rzucił się zapewne na pomoc bratu.
On naprawdę go kochał, wcale mu się nie dziwiłam. Chociaż Daniel nie był
spokrewniony ze mną biologicznie, uważałam go za członka rodziny i bez niego
czułam się niekompletna. Cóż z tego, że rozum podpowiadał, bym sobie o czymś
przypomniała? To nic, on zawsze płatał mi figle.
- Zebranie uważam za zakończone - oznajmiła kobieta i odebrała od
wampirzego kata diamentowy miecz, który zmienił się ponownie w dzwonek.
Zebrani poczęli opuszczać salę, również i ja podążyłam za nimi.
Rzuciłam jeszcze na ostatnie spojrzenie na Elisabeth. Coś mi mówiło, że jeszcze
kiedyś się spotkamy, a wtedy dowiem się, o czym zapomniałam. Dziewczyna nie
uśmiechała się. Po prostu ugięła kolana u podskoczyła, wydostając się na
zewnątrz oknem, jakby w budynku nie było żadnych drzwi.
Szłam powoli, zastanawiając się, co teraz będzie. Mogłam wyjechać
i nie pamiętać, ale czy nikt nie uznałby tego za tchórzostwo? Ucieczka, takie
słowo usłyszałabym na ulicy od nieprawdziwych. Nie bałam się, poza tym
znalazłam przyjaciół, musiałam zostać. Na zawsze, do końca.
- Romi, czy ty mnie w ogóle słuchasz? - zapytał Max,
splątując nasze dłonie. Przeniosłam wzrok z podłogi na jego roześmianą, ale
cierpliwą twarz. - Że też potrafisz wyłączyć się w każdej chwili!
- Nudzisz, stary, to dlatego. - Briget poklepał go po plecach jak
za dawnych lat.
- Cicho siedź. - Wystawił język w jej stronę, a potem znów
zwrócił się do mnie. - Pytałem, czy masz ochotę na lody.
- Na lody? Zawsze!
- Ooo, czyżbym usłyszał słowo „lody”? - Julian pojawił się
znikąd, trzymając za rękę nieco onieśmielonego Nicka. - Czy możemy się
wprosić?
- Jasne, im nas więcej, tym weselej!
Max zaprzyjaźnił się z chłopakami. Z początku był
sceptycznie nastawiony na tę znajomość, ale po kilku wspólnych wieczorach
przekonał się o wspaniałości tych obu zmiennokształtnych. Briget zresztą też.
- To jak, idziemy? - Nie wiadomo skąd wyłoniła się Ruth i
obejmując Briget ramieniem, uśmiechnęła się do całego zgromadzenia.
Moi przyjaciele są wspaniali.
I tak oto dobiegliśmy do końca historii. Kto się cieszy? Ja bardzo, bo choć został jeszcze epilog, to ogólny zarys Normalnej został zakończony. Jak teraz patrzę na to, co się działo... Czy Wy pisaliście prawdę? Naprawdę Wam się to podobało? Jeju.
W ciągu tygodnia powinien pojawić się epilog, czekajcie więc, jeśli chcecie.
Poza tym za jakiś miesiąc (dajmy odpocząć blogowi xd) pojawi się prolog do "Niebanalnej historii", której zwiastun znajduje się w zakładce "Zwiastuny", serdecznie zapraszam do zapoznania się z treścią. Jeśli komuś się spodoba, będzie mi niezmiernie miło.
Hm, hm, hm.
Ach, zapomniałabym dodać! Prawdopodobnie po całkowitym zakończeniu Normalnej, ale jeszcze przed NbH (taki skrót), pojawi się one-shot o Nilianie, czyli Nicku i Julianie (nazwa parringu taka dziwna xD).
A narazie się żegnam, papa~
Rozdział świetny jak zawsze :) Nie mogę się doczekać cob bedzie dalej z Valentinem Ruth no i wszystkimi. Czekam na kolejny rozdział :))
OdpowiedzUsuńNIE! JA NA TO NIE POZWALAM! Jak czytam twoją wiadomość pod rozdziałem zaczynam płakać! Do tego piosenka Ryanna! O BOGOWIE! Czemu wszystko odchodzi? :C < zapłakana dziewczyna czuje uczucie gdy dochodzi do końca dobrej serii i okazuje się, że nie ma dalszych części!> To jest świetne :C
OdpowiedzUsuńWeny! , wierna fanka...
Nie płacz, bo w Ash Dale robią tylko chusteczki o zapachu mięty ;c Jeszcze spotkasz się z bohaterami, o ile będziesz czytać Niebanalną Historię, bo choć jego akcja dziać się będzie nieco później, to większość mieszkańców się nie starzeje ^.^
UsuńDzięki! pocieszyłaś mnie! :)
UsuńDopiero wczoraj zaczęłam czytać twoje opowiadanie - przeczytałam je dosłowanie na jednym wdechu :D
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, zresztą jak każdy XD
Uwielbiam twój styl, czytając dosłownie wyobrażałam sobie, że tam jestem. Byłam bardzo zdziwiona tym, że Nick i Jul są parą,, ale potem bardzo ich polubiłam. Troche tak przykro, że ta historia już się skończyła :( haha :D
No dobra, żeby nie przedłużać: z niecierpliwością czekam na epilog i NbH ( i jeszcze pytanie czy NbH będzie na osobnym blogu czy na tym? )
NbH będzie publikowane na tym blogu, ponieważ jestem zbyt leniwa, żeby zajmować się kolejnym... ^^" No i niezwykle się cieszę, że ktoś po tak długim czasie od publikacji prologu zechciał wczytać się w historię Normalnej. Dla mnie, autora, to naprawdę miłe <3
UsuńNie ma co się dziwić, twojego bloga poleciła mi kuzynka i od prologu nie mogłam przestać czytać, zadając sobie pytanie "co będzie dalej?!"
UsuńCzyli jednak nie jest tak źle, ha! :3
UsuńOsobiście nie uważam Normalnej za wielkie dzieło sztuki, miało być to opowiadanie do popołudniowej herbatki i chyba spełniło swoje zadanie ;w;
Kvetha Fricaya!
OdpowiedzUsuńNikt nie ginie, Nillian forever, Ruth ma podróbe nutelli z Berlina...
W twojej historyji zauważyłem kilka błędów. Największy to ten że język angielski różni się od polskiego, więc nie odmieniają czasowników tak jak my, według osoby. To było wtedy gdy porywano Romi, ale widzę że gdybyś to poprawiała to dalej byłoby insczej...
Weny i miłych wakacji od publikowania!
Mówiłam, że zakończenie będzie szczęśliwe? Chciałam na początku zabić Romi, ale... Nie miałam serca ;-;
UsuńCo, co, co. Błędy. Gdzie? Pokaż ;-;
Chodziló o to że Romi poznała że Daniel nie jest Danielem, bo użył żeńskiej formy osobowej. Wywołało w niej to zmieszanie, i poznał że to wszystko to zasadzka. Teraz to chyba wydało jej się podejrzane, lecz o tym teraz niepamięta, czy jakoś tak. Grunt w tym że Amerykańce mają inną gramatykę.
UsuńAch, w tym rzecz. Cóż, teraz jak na to patrzę, to jednak nie ma to sensu. Ale tak to jest jak się przez całe życie pisało o Francji albo Rosji (i to w języku polskim xd) a teraz przerzuciło się na nowy kraj ;-; Teraz już tego nie zmienię :c Postaram się jednak pamiętać. Muszę Ci pogratulować spostrzegawczości~
UsuńHey! Zostałaś nominowana do Liebster Award !
OdpowiedzUsuńWięcej informacji na http://between-the-immortality-and-destiny.blogspot.de/ w zakładce nominacje :)
Już kiedyś była chyba nominowana?
UsuńEch, cholerne nominacje ;-; Miałam dwie, ale jedną zignorowałam. To denerwujące, bo zaburza rytm dodawania postów, a nie chcę robić dodatkowej strony. Tę też pewnie oleję.
Usuń