Witam, witam! Wyrobiłam się z rozdziałem jeszcze w styczniu, jestem z siebie dumna <3
Mam nadzieję, że odkryłam choć jedną tajemnicę, a powiem, że i dwie!
Dodatkowo po prawej stronie, w Menu bloga, pojawiła się zakładka "Zapytaj bohater!" Jeśli macie ochotę przeprowadzić konwersację z którąś z postaci, zapraszam właśnie tak. Oni tylko na Was czekają ^.^
A teraz już nie przedłużam, bo rozdzialik wyszedł całkiem długi. Miłej lektury!
Rozdział Trzynasty - Kici kici
Święta, święta i po świętach,
jak to mawiają. A te minęły niezwykle szybko.
Pod choinkę dostałam nowy
zestaw biżuterii od Briget. Przyznam jednak, że coś ciągnęło mnie do
tajemniczego V i zamiast nosić różany łańcuszek z czarnym turmalinem, wkładałam
ten rubinowy. Miałam cichą nadzieję, że ktoś się w końcu wygada. To nie był
Nick, ponieważ przepraszał mnie wiele razy za podpisaną w ten sposób karteczkę;
to naprawdę nie był on.
Od Daniela dostałam łuk.
Tak, mój kochany brat podarował mi najprawdziwszy łuk. Idealnie pasował do
mojej dłoni i - muszę przyznać - że po kilku godzinach myślenia, prezent ten
zaczął mi się podobać. Chodziłam do lasku i strzelałam w drzewa, a metalowe
strzały tylko co rusz się w nie wbijały.
Od rodziców otrzymałam
laptop. Chyba chcieli mi wynagrodzić przeprowadzkę. Cieszyłam się, ponieważ nie
musiałam już czekać na włączenie się kochanego staruszka. Dzięki niemu wiele
czasu spędzałam w sieci. Niemal ciągle rozmawiałam na wideo czacie z Max'em. Tak
strasznie mi go brakowało... Pragnęłam wtulić się w niego i nigdy nie
odchodzić, tak bardzo potrzebowałam czułości.
Nigdy nie brakowało nam
tematów do rozmowy: jak zaczynaliśmy od tego, co każde z nas zjadło na
śniadanie, tak mijało kilka godzin. Czasem dyskusja dotyczyła gier, muzyki,
stylu... A czasem była to po prostu żartobliwa konwersacja na bardziej lub
mniej normalne tematy. Nigdy nie było niezręcznie. Chciałam go mieć tu, w Ash
Dale, przy sobie.
Julian i Nick zabrali
mnie na sanki. Ciągali mnie po całym parku, a ja krzyczałam, aby przestali, bo
zaraz się przewrócę. Oczywiście wywróciliśmy się nie raz, co chwila leżeliśmy w
śniegu, ale było zabawnie. Potem poszliśmy na gorącą czekoladę oraz gofry, a
właścicielka przytulnej kawiarni załamywała ręce naszym stanem. Mówiła coś o
boleśniejszych przemianach, ale za bardzo jej nie słuchałam; byłam zajęta
pałaszowaniem słodkości.
Kiedy po nowym roku
nadszedł czas na powrót do szkoły, zczołgałam się z łóżka o szóstej niczym
ślimak z drzewa i podążyłam do łazienki. Omal nie trafiłam czołem w drzwi,
kiedy to najjaśniejsze pomieszczenie w domu opuszczał mój braciszek. Musiał
mnie złapać za ramię i podciągnąć do góry. Ale jego mina mówiła sama za siebie:
śmiał się ze mnie w duchu tak bardzo, że nie potrafił wydusić ani słowa.
- Kopnę cię kiedyś - powiedziałam, stając twardo, aby się
nie przewrócić. - A wtedy to ja się będę śmiać.
- Jak zwykle twoja siostrzana miłość mnie rozbraja. -
Zaśmiał się, poczochrał moje i tak już żyjące własnym życiem włosy, po czym
ruszył w kierunku pokoju. Zdążyłam mu jeszcze wystawić język, nim zniknął za
drzwiami.
W łazience unosił się zapach męskich perfum. Muszę
przyznać, że były całkiem ładne. Ogólnie Daniel zmienił się od przyjazdu do Ash
Dale. Kiedyś nawet przy mnie rzadko się uśmiechał, a teraz ciężko go było
dorwać w domu. Zadawał się z kilkoma chłopakami ze Wschodu, których Julian
określił mianem Trzecich. Nie miałam pojęcia, co to miało znaczyć, a nie
dostrzegałam sensu w zagłębianiu się w tym. W końcu liczyło się tylko to, że
Daniel jest szczęśliwy, nie mogłam mu dopierać przyjaciół.
Spojrzałam na swoją twarz w lustrze i omal się nie
przewróciłam. Przypominałam bowiem potwora z opowieści dla dzieci.
***
Ruth rzuciła piłkę, a ja
zręcznie ją odbiłam, tym samym dając nam szansę na wygraną. W rzeczywistości
dziewczyna nie była taka zła, bardzo dużo zyskała przy bliższym poznaniu.
Zakolegowałyśmy się jakieś dwa tygodnie po przyjeździe tu. Dosiadła się w
stołówce do mnie i Larissy, po czym oznajmiła, że zachowała się jak idiotka.
Przyznała się, że chciała mnie chronić, ale najwyraźniej to nie Bracia są
powodem ciemnej energii. Stwierdziłam, że pewnie tak jak Briget interesuje się
magią i za wiele sobie wyobraża.
Zajęcia z wf'u stały się o wiele bardziej przyjemne, odkąd
zaczęłam się z nią przyjaźnić. Oczywiście jako osoba przyjaźnie nastawiona do
otoczenia już na drugi dzień rozmawiałam z dziewczynami z innych klas. Tylko te
z B patrzyły na mnie koślawo. Z tego co udało mi się dowiedzieć wszyscy
uczniowie z tej klasy oprócz Brata zachowywali się nieprzyjemnie. Tak jak
dzieciaki z A odznaczały się altruizmem, tak ci egoizmem.
- Ładnie - skomentowała ciemnowłosa, kiedy piłka
przeleciała nad siatką i uderzyła w pole przeciwnej drużyny. Przybiłyśmy
piątkę.
- Zbiórka! - zawołał
nauczyciel.
Wszystkie podbiegłyśmy do
niego i ustawiłyśmy się w dwuszeregu. Pan Moore poględził chwilę o tym, że
daleko nam do profesjonalistów, po czym pozwolił opuścić salę gimnastyczną.
Potem nadszedł czas na francuski. Jako
osoba w grupie mniej zaawansowanej, siedziałam sobie z tyłu klasy i wpatrywałam
w okno, podczas gdy reszta uczniów próbowała wykuć odmianę czasowników, którą miałam pod koniec
zeszłego roku. Chłopcy z C klasy mieli zajęcia na dworze. Zdawało mi się, że
dostrzegłam wśród nich znajomą twarz, ale zaraz zniknęła za budynkiem i moje
myśli powróciły do lekcji. Biała tablica tak strasznie mnie irytowała, że
miałam ochotę rzucić w nią zeszytem. Nauczycielka najwyraźniej zauważyła moje
rozleniwienie i zadała mi kilka pytań. Nieźle się zdziwiła, kiedy
odpowiedziałam bezbłędnie.
Na przerwie dostałam wiadomość od Nicka.
Prosił, abym przyniosła mu notatki, bo jest przeziębiony i chce wszystko
nadrabiać na bieżąco. Trochę żałowałam, że układało mu się lepiej ze mną niż z
Ruth, ponieważ to ona mogłaby mu je dostarczyć. A tymczasem Julian chodził do
innej klasy, co wykluczało wykorzystanie jego. Ale co tam, jedno popołudnie nic
mnie nie zbawi, a angielski może poczekać.
***
- Dzięki, że tu ze mną przyszedłeś –
powiedziałam do Juliana, gdy wchodziliśmy na podwórko Nicka.
Piętrowy dom miał ściany w miętowym
kolorze oraz duży balkon. Z komina wydobywały się kłęby czarnego dymu. Blondyn
poprowadził mnie odśnieżoną ścieżką w głąb posiadłości. Stanął przed
ciemnobrązowymi drzwiami i zapukał cztery razy. Drzwi otworzył chłopak.
Był bardzo podobny do Nicka, jednak to
spojrzenie było bardziej… srogie? Zmieniło się jednak w szczere zdumienie,
kiedy dostrzegł mnie – uśmiechającą się uroczo dziewczynę w czapce z uszami,
szalikiem zakrywającym większą część twarzy oraz rumieńcami od zimna. Zrobił
miejsce, abyśmy mogli wejść, co oboje zrobiliśmy.
- Cześć, Valentine – rzucił Julian i
przybił z nim piątkę. – To jest Romilia, pewnie o niej słyszałeś.
- Tak. – Złotooki chłopak uśmiechnął się i
wyciągnął dłoń w moją stronę. – Valentine.
- Romilia, ale mów mi Romi. – Uścisnęłam
jego rękę. Poczułam, jak przedziwne ciepło ogrzewa mnie od środka i już po
chwili nie było mi ani trochę zimno. Rumieniłam się z zupełnie innego powodu,
którym był wzrok chłopaka.
- Nick jest u siebie, na górze –
powiedział, kiedy zdjęliśmy kurtki i buty. – Gra w te swoje głupie gierki. –
Pokręcił głową, po czym westchnął. – Przyniosę wam herbaty.
Wdrapaliśmy się po schodach i bez
pukania wkroczyliśmy w strefę Nicka. Nie przypominał chorego – siedział w
spodenkach oraz swetrze i co chwila wykrzykiwał przekleństwa, kiedy nie udał mu
się atak. Na biurku leżały pomięte chusteczki, a po całym pokoju porozrzucane zostały
papierki po słodyczach. Mówiąc krótko, jedynym porządnie wyglądającym miejscem
było łóżko. Najwyraźniej chłopak nawet nie kładł się spać, a nawet jeśli to
wolał podłogę. Wolałam tego nie komentować, bo i tak nic bym nie zdziałała.
- Nickuś, skarbie moje, trochę tu śmierdzi
– stwierdził Julian, zachodząc go od
tyłu. Złapał go za nadgarstki, a ten odchylił głowę. Wyglądali, jakby zaraz
mieli się pocałować. Brązowowłosy patrzył na blondyna maślanymi oczami, ten zaś
nachylał się coraz niżej. W pewnym momencie odwróciłam wzrok. – To, że cię
kocham nie znaczy, że będę za sprzątać ten chlew – powiedział, ale z taką
czułością, że zaczęłam się zastanawiać, o co w tym właściwie chodzi.
- Jul – odezwał się Nick – proszę, odsuń
się, bo Romi wygląda na zawstydzoną.
W tamtym momencie na pewno tak
wyglądałam. Czułam, jak krew napływa mi do policzków. Schowałam głowę w
dłoniach, po czym cofnęłam się i klapnęłam na łóżku, przykładając czoło do
kolan, byleby tylko szybko i skutecznie to ukryć.
- Wiesz, przed Romi moglibyśmy się ujawnić - mruknął
Julian, siadając przy mnie. Zaczął jeździć opuszkami palców po moich plecach.
Wzdrygnęłam się. - Ufam jej jak mało komu - dodał.
- Znasz mnie coś ponad dwa miesiące - odezwałam się, nie
mając zamiaru się podnosić. - Ja bym sobie nie wierzyła...
- Nie przesadzaj. -
Zostałam dźgnięta w bok, na co się wyprostowałam.
- Mówiąc krótko, jesteśmy
parą, ale wie o tym tylko nieliczna grupa. Wolałbym, aby tak pozostało. - Nick
się rumienił. Na jego zwykle roześmianej śmiało twarzy widniał teraz wstydliwy,
delikatny uśmiech oraz rumieńce. - No i ten...
- Herbata. - Drzwi się otworzyły i do środka razem z tacą
wparadował Valentine. - Mógłbyś choć odrobinę ogarnąć ten syf. - Zrobił
zniesmaczoną minę, po czym postawił tacę na biurku. - Nick, powinieneś zmierzyć
temperaturę - dodał. - Jesteś cały czerwony...
- Idiota! - Młodszy brat
wziął poduszkę i rzucił nią w starszego, który ze śmiechem zniknął za drzwiami.
- Zawsze to robi, a mama zabrania mi go dusić.
Wyjęłam z torby zeszyty i podałam je chłopakowi, który
jęknął na widok ich liczby. Sama bym się zmartwiła, gdybym musiała tyle
przepisywać. Nick wziął je, szybko sprzątnął z biurka, po czym rozłożył wszystko
byle jak.
Chwyciłam herbatę i stanęłam przed półką z książkami. Wiele
bestsellerów fantastyki zajmowało miejsce w jego kolekcji. Znajdowały się tu
najnowsze tytuły. Niektóre dzieła francuskich pisarzy były w oryginale.
Wiedziałam, że Nick chodzi razem z zaawansowaną grupą, ale żeby tak dobrze znał
ten język? Zdziwiłam się, nie powiem.
Usiadłam po turecku na podłodze i wyciągnęłam jedną z
najstarszych książek. Miała lekko przetarty tytuł, a nazwiska autora w ogóle
nie dało się rozczytać. „Magia i przemiany.” Otworzyłam na pierwszej stronie i
zaczęłam czytać.
Z każdym kolejnym zdaniem bałam się coraz bardziej, nie
mówiąc nic o sercu, które łomotało jak dzwon kościelny. Słowa były skierowane
do czytelnika, ale nie była to powieść, lecz poradnik. Czytałam czyjeś prywatne
zapiski. Nick również dodawał coś od siebie na marginesach, podkreślał
najważniejsze informacje. I wszystko powoli stawało się jasne, nawet to,
dlaczego nie mogłam chodzić na nocne dodatkowe zajęcia i musiałam męczyć się na
rysunku.
Zamknęłam tom i odłożyłam go na miejsce. Przykleiłam do
twarzy uśmiech, po czym podniosłam się i spojrzałam w stronę chłopaków. Nick,
zamiast przepisywać zeszyty, obściskiwał się z Julianem. A całowali się z taką
namiętnością, że patrzenie na tę dwójkę wydawało się smutne.
Czy Julian wiedział? A
może również był w to wplątany?
Podeszłam i pociągnęłam Juliana za ramiona, by odkleił się
od Nicka. Chłopak popatrzył na mnie zezłoszczony.
- Jeszcze dziś chcę
odzyskać swoje zeszyty - powiedziałam, łapiąc go za nadgarstek i ciągnąc w
stronę drzwi. - Będziesz miał go dla siebie jak skończy, a tymczasem my
pooglądamy telewizję.
Blondyn niechętnie zgodził się zejść ze mną do salonu.
Rodziców Nicka najwyraźniej nie było, tylko Valentine rozsiadł się wygodnie w
fotelu i oglądał jakiś film, popijając dziwny, fioletowy napój. W tych sklepach
można było kupić wszystko. Tyle że teraz zaczęłam się zastanawiać, czy to aby
na pewno jest wyprodukowane przez człowieka.
- Widzę, że tylko Romilia ma na ciebie jakiś wpływ -
odezwał się złotooki, spoglądając na nas. - Uwierz mi, że jak tu przychodzi,
nie potrafi odkleić się od mojego brata.
- Romi - poprawiliśmy z Julianem w tej samej chwili, a
potem parsknęliśmy śmiechem.
- Potem będą sobie romansować, też muszę odrobić lekcje -
powiedziałam, siadając na kanapie.
Rozejrzałam się dookoła. Byłam u Nicka raz i to tylko przez
chwilę, kiedy przynosił mamie zakupy. Wnętrze domu wyglądało jednak normalnie.
Coś mi nie odpowiadało, tylko co? Jedyną osobą, która mogła mi w tej chwili
pomóc, była Briget. Tyle że nie chciałam jej z powrotem wciągać w wir magii.
Bałam się - gdyby znów zaczęła wariować, nie wiem, czy dałabym radę powstrzymać
ją przed przyjazdem tu.
- Przepraszam, muszę zadzwonić
- odezwałam się nagle, a następnie wyszłam na korytarz.
Może i chodzenie po obcym
domu jest niemiłe, jednak nikt nie mógł mnie usłyszeć. Zamknęłam się w łazience
i wyjęłam telefon. Szybko wpisałam numer Briget, po czym przyłożyłam słuchawkę
do ucha. Odebrała po pierwszym sygnale.
- Cześć, Briget -
powiedziałam, uśmiechając się do odbicia w lustrze. Czy naprawdę tak wyglądam?
A może to tylko iluzja? - Chcę wiedzieć wszystko o zmiennokształtnych i
czarownicach. Na dziś wieczór.
***
Dochodziła dwudziesta, a za oknem panowała zupełna ciemność.
Założyłam czapkę na głowę i uśmiechnęłam się do chłopców. Wyglądali raczej na
przyjaciół niż parę, zdradzały ich tylko splecione palce. Trzymałam Juliana
przez dwie godziny z dala od Nicka, a ten drugi pisał przez to wolniej, aby się
odegrać.
Do mieszkania wszedł Valentine. Był cały biały, a jako że
wyszedł bez czapki, zamoczył ciemne włosy. Ale się uśmiechał, dopóki nie
spojrzał na mnie. Byłam gotowa do wyjścia. Nie wiedziałam, co mogło wywołać
jego zniesmaczoną minę, chyba że przekrzywiła mi się czapka.
- Chyba nie zamierzasz wracać pieszo w tę pogodę. - Chłopak
uniósł brew. - Chodź, podwiozę cię, póki jestem ubrany.
Przybrałam zaskoczoną minę.
- Nie chcę sprawiać
problemu...
- Daj spokój. - Valentine
machnął ręką. - Przyszłaś tu z powodu mojego brata, który poprosił o pomoc.
Przysługa za przysługę.
- W takim razie w porządku. - Uśmiechnęłam się.
Potem pożegnałam się z
chłopcami oraz rodzicami Nicka, a następnie wyszłam z Valentinem na dwór. Wiało
tak mocno, że złotooki musiał pociągnąć mnie za ramię, bo inaczej bym się
przewróciła. Dopiero gdy usiadłam na miejscu pasażera, zaczęłam coś widzieć.
- Dzięki - westchnęłam z wdzięcznością, zapinając pas. -
Pewnie gdyby nie ty, doszłabym do domu przed północą.
- Nie ma sprawy.
Odpalił samochód. W
głośnikach rozległy się dźwięki elektrycznej gitary, skutecznie zagłuszając
świst wiatru.
Droga była ciężka. Drzewa wręcz się uginały, a śnieg
zasłaniał widoczność. Valentine okazał się doświadczonym kierowcą.
Najdziwniejsze jednak okazało się to, że chłopak wiedział, gdzie jechać. Może
podwoził kiedyś Nicka albo po prostu mało osób przeprowadzało się do Ash Dale i
każdy wiedział, gdzie mieszkają nowi? Prawdopodobnie.
W bocznym lusterku mignął mi brązowy kot. Ściągnęłam brwi.
Zwierzęta w taką pogodę nie powinny biegać. Zwłaszcza za samochodami. Ukrywały
się w miejscach, gdzie było ciepło i nie dochodził śnieg. To samo chyba
pomyślał Valentine, bo zaczął rzucać pod nosem przekleństwami.
A potem zaczął rymować. Mówił wierszyki. Tyle że to nie
były zwykłe wierszyki a zaklęcia. Chłopakowi rozjarzyły się oczy, co
dostrzegłam w lusterku. Teraz zdawały się żółte. Wbił paznokcie w kierownicę,
ale nie zatrzymał się; wręcz przeciwnie - nacisnął pedał gazu. Wstrzymałam
oddech. Nie chciałam umierać w taki sposób. W ogóle nie chciałam umierać!
Auto zatrzymało się w chwili, kiedy poczułam ucisk w
żołądku. Samo z siebie. Wiatr przestał wiać, śnieg spadał teraz spokojnie i
majestatycznie zataczał koła w powietrzu. To było jak taniec - wirowanie na
parkiecie. Mnóstwo par walczących o miano najlepszych, najpiękniejszych.
Wieczna rywalizacja.
- Noś turmalin -
powiedział. - Zostaw rubin i noś turmalin. Przynajmniej nikt nie rzuci na
ciebie uroku.
Wyjrzałam przez okno. Staliśmy przed moim domem. Wysiadłam
bez pożegnania ani słowa wdzięczności. Musiałam jak najszybciej skontaktować
się z Briget. I dowiedzieć się wszystkiego o czarownikach.
Bo mimo tego, że mój przyjaciel okazał się gejem, był
również zmiennokształtnym czarodziejem. A jego brat tajemniczym „V”, Prawdziwą
Śmiercią z listu. Wiedział, że noszę rubinową czaszkę, choć była ukryta pod
swetrem.
Wyśmienicie, jak ja teraz przyznam Briget rację?
Zerknęłam jeszcze raz w stronę ulicy. Na krawężniku
siedział brązowy kot z kilkoma jaśniejszymi plamami. I złotymi oczami. Miauknął
przeciągle, ten koci odgłos wyrażał wszystko. Przeprosiny, troskę, żal i
zaufanie. Przepraszał za zachowanie Valentine'a, martwił się o to, czy jakoś
sobie poradzę z nowymi informacjami, żałował tego, że nie powiedział
wszystkiego wcześniej i ufał mi, choć wcale na to nie zasłużyłam.
- W porządku, Nick - odezwałam się, a kot nastawił uszu. -
Nic się nie stało. Porozmawiamy o tym jutro, wracaj do domu, bo rozchorujesz
się jeszcze bardziej.
Zwierzak jeszcze raz wydał z siebie miauknięcie, machnął
ogonem i zniknął za czyimś domem.
Wow... świetne rozwinięcie akcji :D Valentine okazuje się tajemniczą Śmiercią. Nick i Julian są parą. I są zmiennokształtni, czyli to co misie lubią najbardziej :3 Czy wszyscy zmieniają się w koty ? Czy mogą też zmienić się w np. wilki pantery czy coś ?? Naprawdę, nie mogę się doczekać neksta :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Clary
Każdy ma przypisane jakieś zwierzę. Będzie to powiedziane potem, ale radzę kierować się nazwiskamk bohaterów ^.^
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńDzięki za podpowiedź. Tylko cholipka nie ma jej prawdziwego nazwiska ( chyba, że nie doczytałam ) :(
UsuńBoskie <33
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej
Kiedy przybędzie mój seksowny ziemnok, Antonio?
OdpowiedzUsuńTwój uke, co jest seme o imieniu Daniel 8D
Z takimi pytaniami nie do mnie, a do Nicka. To on ziemnioka Antonia ukrywa w szafie, nie ja ;/
Usuń... Danielek tak bardzo smutny ;-;
UsuńLiska jest kawaii! Liska jest kawaii! Liska jest kawaii!
Cococo xDD
UsuńAle że o co chodzi? xDD
Że cię kocham *^*
UsuńWow.. wow i jeszcze raz wow.
OdpowiedzUsuńBoskie! I bardzo wciągające. Teraz to się nie mogę doczekać reszty!
Obyś szybko napisała następny rozdział :)
Julian i Nick to geje. No to się porobiło. Na miejscu Romi raczej nie byłabym tak dla nich tolerancyjna xD
OdpowiedzUsuńDo tego Nick jest zmiennokształtnym. Hue. Nie pamiętam jak Romi ma na nazwisko, ale przypuszczam, że do niej przypisany będzie lis :D
I Bridget. Niech ona już do niej dzwoni, może dowiem się jeszcze więcej :3
A teraz rozpocznę swój wywód na temat Twoich opisów.
Malujesz słowami, a to takie piękne jest. :') Wszystko jest ładnie opisane, ale też te opisy są lekkie, nie męczące. Czytałam kiedyś takiego bloga i faktycznie, opisy były świetne, ale strasznie męczące. (a wszyscy tak je zachwalali!) W pewnym momencie czytałam, ale już nie wiedziałam o czym, tak mnie to nudziło. U Ciebie sprawa ma się całkiem inaczej. Wszystko jest piękne, lekkie, no i takie cudowne. Miodzio ^^ To wszystko jest jak na takim pierniczku. Najpierw jest zwykłe ciasteczko. Potem dodajemy np. lukier, posypkę i jeszcze inne ulepszacze. A na koniec otrzymujemy pięknie ozdobione ciacho. To tak jak z Twoimi opisami. Najpierw jest zwykłe zdanie. Ale potem dodajesz określenia. I wtedy jest już tak pięknie, jak teraz :')
Nie wiem, czy to co piszę, jest logiczne, no ale..
Pozdrawiam!
Tobie podobają się moje opisy, a ja uwielbiam Twoje komentarze *^*
UsuńPo prostu kiedy je czytam, mam na ustach uśmiech. Naprawdę, nie wiem dlaczego, ale tak się jakoś dzieje. Wiem, że się namęczyłaś przy jego pisaniu i po prostu, no... Mam jakoś więcej weny do pisania.
Dziękuję Ci za to <3
Dzień dobry! Przybywam z małym/dużym spóźnieniem, aby napisać, że ten rozdział jest wspaniały, jak całe to opowiadanie. Zaskoczyłaś mnie związkiem Nick'a i Juliana i podoba mi się to. Tak, jak za każdym razem, gdy czytam tego bloga, czułam magię i mam nadzieję, że to się nie zmieni.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny :)
No Lisie! Jeden z Twoich najlepszych rozdziałów! Trzymający w napięciu, czytałam z takim przejęciem, że nawet nie wiedziałam kiedy się skończył! No i Valentine. Już nie mówiąc o tym, że imię kojarzy mi się tylko z jedną postacią, to bardzo mi się spodobał. No i Nick oraz Julian! Kurczaczki, znowu odzywa się we mnie yaoistka! XDD
OdpowiedzUsuńVenide